Gdy w ostatniej dekadzie stycznia 1945 roku Armia Czerwona przeganiała z Jaworzna, Szczakowej i pobliskich wsi niemieckie oddziały, mieszkańcy byli świadkami ostrych walk pomiędzy obiema stronami. Szczakowa została zdobyta 23 stycznia. Z kolei w Jaworznie (od Rogatki po Leopold) potyczki trwały trzy dni (od 22 do 24 stycznia).

Zanim jednak żołnierze radzieccy wkroczyli na jaworznickie ziemie, ich lotnictwo wszczęło bombardowania. Małe bomby lotnicze spadały m.in. na kopalnię Piłsudski w Jaworznie i szczakowską stację kolejową. O tym, jak wyglądały chwile przed tzw. wyzwoleniem, opowiedziała nam pani Jadwiga, z domu Kaczmarska, która mieszkała z rodzicami i młodszym bratem w kamienicy w Szczakowej.

Kolejarzy 3

Wspomnienia związane z okupacją, a także czasem przed II wojną światową, odżyły w głowie szczakowianki po lekturze naszego artykułu nt. budynków z historią. W tekście pisaliśmy m.in. o kamienicy przy ul. Kolejarzy, w której pani Jadwiga mieszkała jako dziecko.

– W budynku mieszkały rodziny polskie i żydowskie. To byli bardzo eleganccy ludzie. Na parterze była restauracja pana Dobrowolskiego. Za kuchnią były pokoje gościnne. Zakład fryzjerski w kamienicy prowadziła z kolei Żydówka, pani Kohn. Jej mąż był dentystą i prowadził w ich mieszkaniu gabinet stomatologiczny – opowiada pani Jadwiga. – W drugiej części budynku był też m.in. sklep spożywczy. Później, w czasie II wojny światowej, znajdowała się tam sala lekcyjna dla młodszych klas. Szkolny budynek zajęli bowiem Niemcy. Na pierwszym piętrze swoje mieszkanie miała nauczycielka, pani Pawelcowa, która adoptowała 3-letnią Jasię. Dziewczynka przyjechała z jednym z transportów z powstania warszawskiego – wspomina.

Państwo Kaczmarscy mieszkali z kolei na drugim piętrze, na poddaszu. Mieli pokój z kuchnią. W kamienicy mieszkała też m.in. babcia pani Jadwigi.

Do budynku prowadziły dwa wejścia, od ulicy i od podwórka. Na piętra można było dostać się zarówno klatką schodową, jak i schodami od strony balkonów. Na każdym piętrze był ustęp i zlew. W piwnicy były też dwa ciemne mieszkania. Każde lokum miało też przypisaną piwnicę i komórkę na podwórzu. W czasie okupacji składowano tam opał.

Dramat wojny

Gdy wybuchła wojna, pani Jadwiga miała cztery lata. A jej młodszy braciszek dopiero się urodził. Z uwagi na niego rodzina Kaczmarskich jako jedna z nielicznych nie uciekała ze Szczakowej we wrześniu 1939 roku.

– Sąsiedzi wsiedli natomiast do pociągu jadącego w stronę Bukowna. Jechali w wagonach towarowych przez cały dzień. Skład jednak co chwilę miał postoje. W końcu ktoś wysiadł z wagonu i zapytał: Gdzie jesteśmy? W odpowiedzi usłyszał: Jak kto gdzie? W Pieczyskach! – opowiada pani Jadwiga. – Ucieczka nie doszła więc do skutku – dodaje.

Po upadku kampanii wrześniowej, hitlerowcy rozlokowali swoje oddziały również w Szczakowej. Była ona bowiem ważnym punktem na wojennej mapie. Przez tutejszą stację kolejową przejeżdżały liczne transporty z zaopatrzeniem. Przewożono też żołnierzy.

Sporo się działo również jeśli chodzi o aktywność polskich partyzantów. Prowadzili tu działalność sabotażową na transportach wojskowych. Konsekwencją były niestety egzekucje kolejarzy.

– Rodzice nie pozwolili, abyśmy z bratem na to patrzyli – wspomina szczakowianka. – Wśród ofiar były też osoby nam znajome. Wszyscy bardzo to przeżyliśmy, zwłaszcza że nasi rówieśnicy zostali sierotami – przyznaje.

Pani Jadwiga wspomina też swoją koleżankę, Renię, córkę państwa Kohnów.

– Jako że rodzina była żydowska, Renia i jej bliscy trafili najpierw do Pasternika, gdzie Niemcy przesiedlili wszystkich Żydów z okolicy. Pamiętam, jak w niedzielę niemieccy żołnierze prowadzili ich wszystkich na mszę św. do kościoła w Szczakowej. Po nabożeństwie Żydzi mogli odwiedzić polskie rodziny. Pewnego razu Renia jadła obiad u mojej babci. Nigdy nie zapomnę, gdy, najedzona, skakała, by jedzenie w żołądku jej się uleżało tak, aby mogła zjeść jeszcze więcej, na zapas – wspomina.

Pani Jadwiga dobrze pamięta też moment, gdy Niemcy wyprowadzili Żydów, pod bagnetami, na dworzec kolejowy i wsadzili ich do pociągu.

W pamięci mocno utkwiło jej też ostatnie bombardowanie Szczakowej. W kamienicy, w której mieszkali państwo Kaczmarscy, a która znajdowała się w sąsiedztwie dworca, Niemcy zrobili w ciemnych mieszkaniach schron. Rodzina pani Jadwigi nie chciała jednak z niego korzystać, w obawie, że stary budynek się zawali.

– W zamian rodzice przygotowali dla nas miejsce w komórce na opał. Gdy jednak do Szczakowej zbliżała się Armia Czerwona, stacja kolejowa została najpierw zaatakowana z powietrza – opowiada szczakowianka. – Niemiecki policjant kazał wszystkim zejść do schronu. Nie mieliśmy wyboru. Po serii bomb moja mama jednak nie wytrzymała, zaczęła panikować i wybiegła na podwórze, a my za nią. Wtedy naszym oczom ukazał się straszny widok. Komórki zniknęły. Gdyby nie to, że Niemcy zmusili nas, abyśmy weszli do schronu, już by nas nie było – przyznaje.

W bombardowaniu ucierpiała też górna część kamienicy, w tym mieszkanie państwa Kaczmarskich.

– Zamieszkaliśmy wtedy u drugiej babci, która mieszkała przy ul. Jagiellońskiej – dodaje pani Jadwiga.

Jeszcze jedno szokujące wydarzenie utkwiło w pamięci szczakowianki. Po wygnaniu ze Szczakowej hitlerowców, oddziały Armii Czerwonej urządziły defiladę zwycięstwa. Na ich czele szedł ich dowódca. – Jakiś volksdeutsch strzelił do niego z broni. Żołnierz radziecki zginął na miejscu – podkreśla.

Ostre walki o Jaworzno i Szczakową

Armia Czerwona wkroczyła na jaworznickie ziemie w nocy z 21 na 22 stycznia 1945 roku. Żołnierze pojawili się najpierw w Ciężkowicach. Część z nich podjęła atak na Jaworzno, a część poszła na Pieczyska, Dobrą, Szczakową i Długoszyn.

W Szczakowej walki były zacięte. Trwały od 22 do 23 stycznia. Już 22 stycznia wojska radzieckie wkroczyły na dzisiejszą ulicę Wolności, a następnie przesunęły się na Górę Piasku, gdzie nazajutrz doszło do konfrontacji z wycofującymi się od strony Maczek niedobitkami niemieckich oddziałów. Niemcom udało się uciec w stronę Jaworzna.

Tam walki też trwały. Już 22 stycznia radzieccy żołnierze rozstawili wokół jaworznickiego kościoła cztery działa artyleryjskie. Jedno z nich znajdowało się w miejscu dzisiejszego przystanku pn. Rynek, kolejne na rogu ul. św. Barbary i Krótkiej. Trzecie było na schodach świątyni, a czwarte przy kapliczce na Placu św. Jana. Gdy niemiecki oddział wchodził na Rynek ul. Mickiewicza, radziecki dowódca zapyta: „Kto idzie?!”. Około 100 Niemców otworzyło ogień. Znajdowali się jednak w polu rażenia działa nr 1. W jednej chwili zginęli wszyscy.

Kolejny oddział dostał się na południową pierzeję Rynku, przechodząc przez łącznik z Mickiewicza na Kocią. Niemcy wdarli się do okolicznych kamieniczek i stamtąd strzelali do żołnierzy radzieckich.

Do 23 stycznia hitlerowcy stawiali zdecydowany opór. Dopiero przybycie radzieckich posiłków przesądziło sprawę i szala zwycięstwa przechyliła się na stronę Armii Czerwonej. Zażarte walki miały miejsce nie tylko na Rynku, ale także np. przy dyrekcji kopalń, przy kopalni Kościuszko. Hitlerowcy cofali się w stronę Jelenia, gdzie 24 stycznia dotarły kolejne oddziały radzieckie, które weszły do Jaworzna od strony Rogatki. To wtedy Niemcy stracili jakiekolwiek szanse na wygraną.

Ostatnich niemieckich żołnierzy widziano jeszcze 26 stycznia, gdy uciekali na Górny Śląsk przez most na Przemszy w Jeleniu i przez Wysoki Brzeg.

Anna Zielonka-Hałczyńska

Kamienica przy ul. Kolejarzy, w której mieszkała rodzina pani Jadwigi | fot. Mat. ze zbiorów MMJ

Zobacz także: