Podchodzi do mnie ostatnio menel Żulian, znana postać w Jaworznie. I mówi do mnie: kierowniku, dałby pan 2 złote, bo mi się strasznie chce sikać, a nie mam czym… No to mu dałem, za kreatywność.

To już 30 lat, od kiedy poległy w moim kraju idee Lenina, tak znienawidzone przez większość społeczeństwa. Nie odczułem zbytnio tamtych czasów, bo w roku 1989 miałem dopiero 16 lat, ale i tak cieszyłem się jak głupi, bo to oznaczało wiele zmian i marzenia o tym, aby nasze ulice, sklepy i samochody wyglądały jak w zachodnich pismach, stawały się realne. I nagle wszystko pojawiło się w sklepach. Zezwolenie na działalność gospodarczą oraz uwolnienie cen walut sprawiły, że prywatny import dóbr, szczególnie z Berlina Zachodniego zalał rynek. Do dziś pamiętam, gdy wujek przywiózł stamtąd przyczepę kolorowych towarów. Czego tam nie było! Czekolady, krem a’la nutella, salami, napoje w butelkach pet (wtedy kompletnie nieznane u nas), gumy do żucia i największy skarb: piwo w puszce. Jako młody człowiek zbierałem puszki po napojach, bo posiadanie ich w domu oznaczało, że rodzina żyje w luksusie, albowiem napoje w puszkach można było nabyć tylko w sklepach Pewex za twardą walutę, czyli dolary, marki czy inne zachodnie środki płatnicze.

Chciałbym jeszcze zwrócić uwagę na “przeciętne wynagrodzenie miesięczne” w przeliczeniu na dolary czarnorynkowe. W latach 60. i 70. wahało się ono na poziomie… 20-35 dolarów miesięcznie!

W każdym razie piwo puszkowe, zapewne zakupione w najtańszych dyskontach spożywczych na Zachodzie, smakowało jak mitologiczna ambrozja, ale tak naprawdę było tylko nędznym sikaczem, niczym współczesne piwa po 1,50. To w ogóle ciekawe, jak zmienił się rynek piw w Polsce.

W latach 80. piwa były paskudnym produktem, sprzedawane zawsze ciepłe i rozwodnione. Dziadek posyłał mnie do sklepu, musiałem każde piwo odwrócić, aby zobaczyć, czy nie pływają w nim farfocle, zapewne po słabym umyciu butelki. Można było na piwo wybrać się do pijalni, ale były to takie mordownie, że normalny człowiek bał się przekroczyć ich próg. Słynne miejsca w Jaworznie, takie jak “Za blachą”, kojarzyły się jednoznacznie z czymś brudnym, cuchnącym i odwiedzanym przez podejrzane persony. Wraz z komuną skończyła się era tego koszmaru.

W latach 90. piwa rzemieślnicze praktycznie nie istniały. Wprawdzie były takie marki, jak Knap (browar z sąsiadującego z Jaworznem Imielina), ale przegrywały z wielkimi koncernami, które produkowały piwo na skalę masową i dodatkowo miały środki na wielkie kampanie reklamowe. Sprawiło to, że małe browary zniknęły praktycznie z pola widzenia. Aż tu nagle tendencja się odwróciła. Klienci zaczęli szukać produktu o bardziej wyrafinowanym smaku, piwa, które nie produkuje się przy pomocy chemicznych sztuczek, tylko warzy w sposób klasyczny. W 2011 roku w Polsce były czynne 73 zakłady piwowarskie. Wśród nich – 44 browary przemysłowe i rzemieślnicze oraz 29 browarów restauracyjnych. Od roku 2013 szybko zaczęli się pojawiać nowi producenci i na koniec roku 2018 było ich już 318! Nagle krzyżówkowe pytanie o angielskie mocne piwo ALE stało się oczywiste, a nie czysto wirtualne. I wreszcie wśród smaków przemysłowych piw, których nikt nie jest w stanie już chyba rozróżnić, pojawiły się nowe nazwy i gwiazdy półek w sklepach z mocnymi trunkami oraz w barach: Czeski Lager – Desitka, Pilzner, Pszeniczniak Hefeweizen, New England/Vermont IPA, Session IPA New Zaeland, Outmeal Milk Stout, Sweet Stout z kawą i tonką.
Nawet nie przypuszczałem, że te nazwy oznaczają rodzaje piw, a każde smakuje inaczej.

Kilka lat temu prowadziłem niewielki pub, miałem w nim 70 gatunków piw, o każdym mogłem coś opowiedzieć, bo się znałem. I jak przyszli pani z panem i chcieli ciemne piwo, to pani dostawała słodkie, a pan gorzkie, bo tak chcieli. A teraz w Jaworznie otwiera się lokalny browar “Bury”, pierwsze testy, przeprowadzone przez piwnych blogerów są jednoznaczne, opinie entuzjastyczne. Bardzo się z tego cieszę,  bo wiem, że właściciel jaworznickiego browaru dokłada wszelkich starań, aby Jaworzno stało się ważnym obiektem na mapie piwowarskich szlaków. A to można osiągnąć jedynie jakością, bo konkurencja jest wielka, natomiast weekend zapowiada się upalny, więc debiut może się okazać przebojem. Jakoś tak powiało w mieście wielkim światem. Z pianką.

Tekst: Wojciech P. Knapik

Zobacz także: