Mam wrażenie, że w Polsce panuje wszechobecna histeria. Może to taki nasz sport narodowy?

W internecie pijani klakierzy obrzygują nas swoimi inwektywami, obrażając inteligencję i defekując wprost na opinię publiczną, szczególnie przy odmiennym zdaniu niż posiadają interlokutorzy. Zaczyna się od kolokwializmów, później sytuacja przeradza się w orgię chamstwa, głupoty i bełkotliwego słowotoku.

Dwoje moich dobrych znajomych startuje w wyborach. Jak to zwykle bywa, wrzucili na Facebooka informacje na ten temat, dorzucając znakomite fotografie. I się zaczęło…

Nie będę opisywał żenujących epitetów, jakich użyli przeciwnicy tych dwoje, zastanawiam się tylko, jakim trzeba być płytkim i miałkim, aby na przykład prawie czterdziestoletniemu facetowi, ojcu dwójki dzieci, lubianemu, oddanemu społeczeństwu i będącemu naprawdę świetnym gościem, dowalać publicznie, bo startuje z takiej, a nie innej listy? Moralizować i obrażać? Jakim trzeba być burakiem, ja się pytam?

Nie lepiej było na profilu koleżanki, która jest bardzo znaną osobą i społeczniczką jakich mało, z serduchem na dłoni. Od razu zaczęło się obrażanie, i to już w pierwszych wpisach.

Polityka jest straszna, a zawiść polityczna i zacietrzewienie to najgorsza zmora tego wyborczego czasu. Mam wrażenie, że jeden z drugim pacanem wypija litr wódy i zaczyna swój bełkot w internecie. I co najlepsze – pod swoim prawdziwym nazwiskiem. Nawet nie zdaje sobie sprawy z tego, w swoim stanie, że najdotkliwiej działa na niekorzyść swojego kandydata i swojego ugrupowania politycznego, daje wyraz bucie i arogancji, chamstwa i bydlęcych zachowań. Wystarczy, że zauważy logo nielubianego ugrupowania i przekreśla człowieka, pomimo że go zna i ceni. Słabiutkie to, oj, słabiutkie!

Niestety, zachowania takie to nie tylko kwestia polityki, mam wrażenie, że każda dziedzina, której się przyjrzeć, ma w sobie ten pierwiastek.

Opluwane disco polo, które ma tak zagorzałych zwolenników jak i fanatycznych przeciwników, jest tego dobrym przykładem. Mam znajomych, którzy nie mogą dnia przeżyć, aby przynajmniej raz nie opluć wykonawców tego komercyjnego nurtu. No, to ja się pytam: “W jaki sposób to cię obraża, człowieku?”. Obruszasz się, że ktoś słucha czegoś innego niż ty? Przecież oni, wykonawcy komercyjni, nie gwałcą twoich dzieci, nie sprzedają narkotyków ani nie katują tym twojego psa, więc pytam: “Co robią złego?”. Zarabiają grube pieniądze na graniu, jakie podoba się milionom słuchaczy? No, to chyba w takim spojrzeniu przemawia tylko zazdrość. Piszę te słowa jako zagorzały fan rocka, jazzu i innych gatunków skrajnie różnych od DP i jako muzyk amator.

Podobnie jest z histerią na tle homoseksualizmu. Według mojej opinii, heteroseksualny mężczyzna, mający świadomość swojego seksualizmu i utożsamiający się z nim w 100%, jaki może mieć problem z osobami o odmiennej orientacji? Poważnie? Czy dwumetrowy dryblas z klatą wielką jak linia Maginota, chodzący na siłkę 3 razy w tygodniu, mający wytatuowane imiona zaliczonych lasek na na swoich bicepsach o grubości dębu Bartek, musi udowadniać swoją męskość, bijąc do nieprzytomności kolesia, który ubrał spodnie “rurki”??? Powaga??? O podobnych zachowaniach w stosunku do innych nacji nie wspomnę. Dostajemy takie “perełki” codziennie.

I mój ulubiony przykład: kino. Film to z zasady dzieło sztuki, mniejsze lub większe. Jest to wizja artystyczna i pokazanie przez reżysera i scenarzystę jakiejś historii. I nie wiem, czemu później twórcy są wyszydzani publicznie na strzępy przez idiotów, którzy mają po prostu inne zdanie. Dam dwa przeciwstawne przykłady: “Pokłosie” kontra
“Smoleńsk”. W jednym i drugim przypadku histeria była ogromna, aktorzy przeżyli swoje, byli opluwani i poniżani. A czy ktoś kazał oglądać te filmy? Na siłę puszczano w kinie i kazano oglądać pod karą chłosty?

W piątek wchodzi do kin film Wojciecha Smarzowskiego “Kler”. Zanim jeszcze został obejrzany przez publikę, już został owiany skandalem. Znając Smarzowskiego, myślę, że nie będzie pokazywał jednostronnie (jak na przykład Patryk Vega w filmie “Botoks”) danej grupy społecznej, raczej da widzowi coś do przemyślenia. W “Drogówce” zastosowano taki schemat: w zwiastunie film wyglądał na komedię, ale nikomu po wyjściu nie było do śmiechu. Jestem przekonany, że i tym razem będzie podobnie, bo to świetny reżyser i kręci wielowymiarowe emocjonalne obrazy. I żadna osoba myśląca, wierząca w Boga czy nie, nie powinna mieć problemu z odebraniem tego obrazu w odpowiedni sposób. I nie zachwieje to niczyjej wiary. Powaga.

Felieton: Wojciech P. Knapik

Zobacz także: