Ponad 300 osób zginęło w latach 30. XX wieku podczas nielegalnego wydobycia węgla kamiennego w jaworznickich biedaszybach. Światowy kryzys, który dosięgnął w tamtym czasie także polskie górnictwo, sprawił, że wiele osób straciło pracę również w kopalniach w naszym mieście. Na dodatek wszystko drożało. Zdesperowani jaworznianie, którzy robili, co mogli, aby ustrzec swoje rodziny przed głodem, zaczęli fedrować na własną rękę, w ukryciu, kopiąc szybiki. Ten proceder był jednak bardzo niebezpieczny.

Krach gospodarczy na świecie sprawił ogromne problemy w różnych gałęziach gospodarki. Nie uniknęło ich także wydobycie czarnego złota. Z powodu małego popytu na węgiel, zarządy kopalń były zmuszone do masowych zwolnień swoich pracowników. W tamtym czasie bezrobocie na terenie Jaworzna i okolicznych miejscowości pogłębiało się w szybkim tempie. Z szacunków wynika, że w 1933 roku bez pracy pozostawało od 25 do 30 tysięcy mieszkańców powiatu chrzanowskiego. Kryzys dosięgnął również tych, którzy wciąż pracowali. Zmniejszanie dni pracy, uszczuplanie górniczych pensji, częste postoje, a w przypadku zakładu górniczego Kościuszko nawet jego zamknięcie, doprowadziły do powszechnej frustracji głodujących górników. Zdesperowani robotnicy organizowali najpierw liczne akcje protestacyjne. Wobec protestujących policja nierzadko używała siły. 19 maja 1931 roku, podczas jednodniowej akcji strajkowej, zginęło pięć osób, a kilkanaście zostało rannych.

Jak grzyby po deszczu

By szukać ratunku przed głodem, jaworznianie zaczęli głębić prowizoryczne szybiki na wychodniach pokładów węgla i na własną rękę wydobywali surowiec, który później sprzedawali po niższych cenach niż rynkowe. Nierzadko przy wydobyciu pracowały całe rodziny. Jaworzno nie było jednak odosobnione w tym problemie. Biedaszyby powstawały bowiem, jak przysłowiowe grzyby po deszczu, w całym regionie. Były powszechne np. na Górnym Śląsku.

Szybiki były konstrukcjami bardzo prymitywnymi, zrobionymi z prowizorycznych materiałów, bez odpowiednich zabezpieczeń. Osoby federujące często nie posiadały wystarczającego doświadczenia. Przez to dochodziło do wypadków. Wiele z nich zakończyło się tragicznie. Źródła podają, że w Jaworznie mogło zginąć nawet 320 osób.

Jaworznickich biedaszybów były dziesiątki i można było natrafić na nie m.in. w Dąbrowie Narodowej i Niedzieliskach, między kopalnią Piłsudski a Starą Hutą oraz w rejonie dzisiejszego Leopoldu i Chrustów, w miejscu, zwanym dawniej Golisuką (jego nazwa wzięła się od wózków, którymi przewożono urobek). Obszar Golisuki znajdował się na terenie leśnym, a także tam, gdzie dzisiaj znajdują się park miejski Podłęże i stacja benzynowa. – Początkowo poszukiwano węgla, rozkopując nieczynne od wielu lat odkrywki. Jedną z takich odkrywek była Golisuka. Biedaszyby w tej okolicy zostały założone na pozostałościach po starej kopalni odkrywkowej, która prowadziła wydobycie na pokładzie „214”. Funkcjonowało tam aż 87 zarejestrowanych szybików wydobywczych, z których, dla bezpieczeństwa kopalni Jan Kanty, 17 zostało zasypanych. Okazało się bowiem, że prowadziły one nielegalne wydobycie w obrębie czynnych i oficjalnych robót chodnikowych – opisuje Piotr Burczy, jaworznicki muzealnik, geograf i autor tekstów o historii Jaworzna, na założonym przez siebie portalu gistoria.pl. – Inne źródło podaje liczbę 69 biedaszybów w rejonie Golisuki i Chrustów. Dzikie kopalnictwo doprowadziło również do dewastacji połaci lasów kopalnianych. Straty dla rejonu jaworznickiego oszacowano na 113 ha lasu – informuje.

Jak dalej wyjaśnia muzealnik, na mapach, ukazujących ukształtowanie okolicy Leopoldu, Podłęża i Komuny, można zauważyć miejsca, gdzie prawdopodobnie były kiedyś biedaszyby.

Problem pojawia się i znika

Biedaszybnicy działali w tajemnicy. Robili, co mogli, by władze nie odkryły tych maleńkich „kopalń”, z których żyły całe rodziny. Policja wyłapywała jednak nielegalnych kopaczy, a biedaszyby były wysadzane.

Z problemem bezprawnego wydobycia uporano się około 1936 i 1937 roku. Zlikwidowano wtedy większość biedaszybów. Ale gdzieniegdzie natrafiano na kontynuatorów tego procederu. Nielegalny fedrunek miał miejsce nawet w latach 50. XX wieku.

W końcu w Jaworznie i innych częściach regionu problem zniknął na kilka dekad. Pojawił się natomiast pod koniec XX wieku i trwał przez kilka dobrych lat. Wysyp biedaszybów miał miejsce w latach 90. m.in. w Wałbrzychu, gdzie zostały zlikwidowane wszystkie tamtejsze kopalnie. O nielegalnym wydobyciu informował też w 2005 roku Dziennik Zachodni. Na jego łamach Grażyna Kuźnik napisała w artykule pt. „Tysiąc dziur biedy”, że w woj. śląskim wyrobisk powstało tak wiele, że miasta chciały przygotować wspólnie mapę najbardziej zagrożonych terenów. – Ale to niełatwe, bo o wielu miejscach wiedzą tylko wtajemniczeni. Zwłaszcza byli górnicy dobrze się orientują, gdzie są wyloty pokładów dawno zamkniętych kopalń. Tam wystarczy trochę rozkopać ziemię, żeby dobrać się do węgla – wyjaśniała dziennikarka. – Czasem jednak tunele sięgają głęboko. Gdy korytarz ma kilkadziesiąt metrów, staje się grobem – dodała.

Do wypadków śmiertelnych dochodziło na przełomie XX i XXI wieku w kilku miastach regionu. Jedna z tragedii miała miejsce w Zabrzu-Bielszowicach. Zginął mężczyzna. Trzech fedrujących straciło życie także w biedaszybie w Jaworznie. Dramat wydarzył się też w katowickich Panewnikach. Do jednego z szybów w tamtejszym lesie wszedł nastolatek, którego zaciekawiło, gdzie prowadzi odkryty przez niego tunel. Chłopak przypłacił swoją eskapadę życiem.

Problem nielegalnego wydobycia powrócił podczas wyjątkowo długiej zimy z przełomu 2004 i 2005 roku. Ludzie chętnie kupowali tani węgiel z nielegalnych źródeł, tym bardziej że biedaszyby istniały w pobliżu każdego miasta. Problem „lewych kopalń” nasilił się znów kilka miesięcy temu, gdy, w wyniku wojny w Ukrainie, drastycznie wzrosły w Polsce ceny opału. Biedaszyby „odżyły” znów w Wałbrzychu. Tymczasem za nielegalny fedrunek grozi obecnie wysoka kara grzywny, a nawet ograniczenia lub pozbawienia wolności.

To, jak wyglądały biedaszyby w Jaworznie, można zobaczyć na zdjęciach z okresu 20-lecia międzywojennego. Jedno z nich stało się nawet wzorem dla twórcy rzeźby, zlokalizowanej przy wejściu na jaworznickie planty w Centrum. Scenę ze zdjęcia, wykonanego w 1934 roku, odwzorował lubelski artysta Piotr Prus. Odlew wykonano w Gliwickich Zakładach Urządzeń Technicznych „GZUT”. Trzech zajętych fedrunkiem kopaczy przypomina mieszkańcom Jaworzna o trudnych czasach kryzysu gospodarczego i o poświęceniu, z jakim w biedaszybach pracowali jaworznianie. Przypomina też o zagrożeniach, jakie niesie praca w prowizorycznych, nielegalnych szybikach.

Anna Zielonka-Hałczyńska

Rok 1934. Fotografia była inspiracją do stworzenia rzeźby, która znajduje się na plantach | fot. ze zbiorów Muzeum Miasta Jaworzna

Zobacz także: