Dziwny ten świat: kłamiemy na potęgę, ale nie ma osoby, która by nie powiedziała, że jedną z najważniejszych cech człowieka jest szczerość i prawdomówność.

W końcu mówienie prawdy jest cechą nadrzędną, ale uważam, że w połączeniu z bezpośrednim sposobem werbalizacji swoich myśli stanowi czasem mieszankę wybuchową.

A tak naprawdę mało kto lubi szczerość. Nikt nie chce słuchać o tym, co jest prawdą, każdy woli wymyślne kłamstwo, byle mu pasowało. Na tym patencie jadą od wieków politycy, gdy ich przedwyborczy bełkot jest odbierany przez ciemne masy jako szczere obietnice, a później… sami wiecie. No, ale gdyby wyszedł znany polityk na mównicę podczas wiecu i wykrzyczał, że będzie przerąbane, bo nic dobrego się nie zdarzy, a on będzie regularnie okradał państwo, to kto by na niego zagłosował? Nikt albo tylko osoby z nim związane. Tak to już jest, nie ma się co bawić w patologie związane z polityką, bo każdy to obserwuje podczas kolejnych kampanii wyborczych. I nikt się nie uczy niczego nowego.

Jeszcze gorzej jest w związku partnerskim. Kiedy przyjdzie do ciebie żona/partnerka i zapyta, czy wygląda dobrze, co odpowiesz? Że wygląda jak pączuszek z masłem i lukrem? Czy może odpowiesz, że przypomina ci się w tym momencie wasz pierwszy romantyczny wyjazd nad jezioro, gdy w ciepłych, zachodzących właśnie promieniach słońca łapaliście razem unoszące się emocje i obracaliście je w namiętny pocałunek? To są momenty, gdy słowa: “Twój tyłek wygląda grubo, nie ubieraj tego!” – nie przechodzi przez żadne męskie usta. No, chyba że jesteś masochistą, to życzę szybkiego dojścia do siebie na OIOM-ie.

Jedno z najgorszych kłamstw, to kłamstwo małżeńskie. Mamy taką ilość rozwodów i rozstań, że sakramentalne “i nie opuszczę cię aż do śmierci” brzmi jak wyrok, a nie deklaracja wspólnej miłości, szacunku i chęci utrzymania trwałości małżeństwa. A gdyby ksiądz czy osoba udzielająca ślubu powiedzieli podczas ceremonii: “Będziecie mieli przerąbane. Jednego dnia będziecie się kochać, drugiego będziecie chcieli pozabijać, ale spróbujcie złapać jakiś wspólny mianownik. Jeśli nie jesteście gotowi na sztukę kompromisu, szczerości i ustępstw, to lepiej idźcie na wódkę z panem Heniem, co prosi o 20 groszy a nie żeńcie się”. I wtedy by każdy już przy przysiędze małżeńskiej się zastanowił, czy da radę. Ale tu też by była obawa, czy nie skrzywdzi drugiej osoby odejściem, a czasem to by było najlepsze.

Świat zbudowano na kłamstwach, a nie na prawdzie. Słowo Szczerość jest najbardziej wyświechtanym frazesem wszech czasów. W układzie stricte towarzyskim ilość zakłamania i knucia jest tak niewiarygodna, że nawet nie zdajemy sobie z tego sprawy. Bardzo ciężko buduje się relacje międzyludzkie, bo za plecami jest się obgadywanym, nikt w twarz szczerze nie powie, jak jest. A nawet jak ktoś coś nadmieni, to delikatnie, bo lepiej jest knuć i motać, jak zainteresowana osoba nie widzi i nie słyszy. W najlepiej zorganizowanym środowisku czy paczce dojdzie wcześniej czy później do matactw i kłamstw, bo tak to już wszystko jest zbudowane. I czynników może być milion, ale najbardziej znamienitym jest strach. Przed byciem ocenionym przez społeczeństwo albo w ramach szeroko pojętej pokrętnej przyzwoitości. Czy jest szansa w takim razie, aby to zmienić? Pewnie, po prostu szczerze mówić. I być wyrzuconym na margines społeczny, bo nikt prawdy nie zniesie.

Najgorsze, że uczymy się takich zachowań od najmłodszych lat. Już w dzieciństwie, gdy na przykład rodzic zaśpi i przywiezie dziecko spóźnione do szkoły, ustala z nim w samochodzie, że ma powiedzieć, jakie to były po drodze korki. A takich przykładów jest mnóstwo… Dzieci szybko łapią takie kwestie i adaptują jako naturalne w swoim własnym zachowaniu.

Ojciec mi zawsze powtarzał, że lepsza najgorsza prawda niż najlepsze kłamstwo. I wszystko byłoby dobrze, gdyby nie chodził na moje wywiadówki. Zawsze jakiś drobny pierwiastek mnie liczył na to, że nauczyciel zachoruje i wywiadówka się nie odbędzie, więc na pytanie, czego się ma spodziewać, zawsze było SPOOOOOOOKOOOO, jest dobrze. Otóż nie było. Bo czasem wychodził ze mnie mały diabeł i coś tam było nie tak z nauką czy zachowaniem. A przy okazji nienawiść nauczycielki polskiego do mnie, a w sumie do całego świata, nie przekładała się na dobre oceny. Na szczęście ojciec przychodził rozjuszony i była męska rozmowa, jak to mam przerąbane i jak zostanę menelem, gdy tak będzie dalej. Sorki, tato, coś poszło nie tak. No, albo może i poszło?

Tekst: Wojciech P. Knapik

Zobacz także: