W tym roku znowu nie wygrałem w Lotto, nie zostałem poczytnym pisarzem, ale za to znieśli wizy do USA. Trochę szkoda.

Ostatnie wydanie w tym roku, więc zgodnie z tradycją czas podsumowań i marudzenia przedświątecznego. Z roku na rok coraz bardziej drażni mnie ten czas, który w swojej komercyjnej odsłonie zabił całą magię świąt, pozostały tylko wspomnienia i ckliwe reklamy w mediach. No i Kevin w Polsacie, bez którego święta nie mogą się odbyć, taka świecka tradycja. Czytałem, że jest kręcona nowa wersja, ale obawiam się, że to będzie tylko nędzna podróba.

Musiałem w weekend pójść na zakupy, bo w lodówce u mnie już tylko została musztarda oraz coś o nieokreślonej konsystencji, które nabiera własnej świadomości i chyba zaczyna mówić. Lista na zakupy, która zawierała dosłownie 5 klasycznych produktów, została zrealizowana po godzinie łażenia w markecie, ponieważ zajęło mnie obserwowanie szczęśliwych posiadaczy kuponów pracowniczych, wrzucających do koszyków tony zbędnych rzeczy. To bezcenne przeżycie. Bieg do kasy przypominał Wielką Pardubicką. Na półce z nabiałem promocja masła – po 3 zł. Oczywiście przeciąg na półce, bo trzeba zakupić 300 kostek, aby wyszło na plus. Na szczęście od dwóch lat nie jem masła, więc mi wszystko jedno, za to obok masło bez promocji za 5.99 zł, pod dostatkiem, ale też z kartką, że kradzież się nie opłaca i że wzmocniony monitoring wizyjny. Nie spotkałem się wcześniej z taką kartką w tym sklepie, nawet na dziale alkoholowym, który jednak może być atrakcyjniejszy dla złodzieja pijaka. Bo każdy pijak to złodziej, wiemy to z filmu Barei. Tak więc masło zostało najbardziej pożądanym produktem w sklepie. Musiał grasować poważny gang masłoholików, skoro tak się stało. Ciekawe czy mają swoje grupy wsparcia? Już widzę te spotkania, znane z ekranów filmu, wstaje gość wysoki, postawny, z wąsem i mamrocze niepewnym głosem: Mam na imię Zdzisław i pojutrze będzie dwa dni jak nie jem masła. Świat zwariował.

Przechodziłem dziś rano przez ulicę Pocztową, z rozrzewnieniem patrzyłem na kiosk Ruchu, taki klasyczny, jak dawniej, z kosmicznie wielką ilością rzeczy w witrynach. W dzieciństwie to było miejsce, gdzie był cały świat. Kolorowa prasa, dezodorant Brutal i pani, która jak polubiła jakiego dzieciaka, to mu zostawiała sobotni, pożądany wielce Świat Młodych z komiksem z tyłu. Teraz takich kiosków już na lekarstwo, świat się zmienia i nic tego nie zatrzyma.

Minął rok wyborczy, już zaczyna być ciekawie przed kolejnym, w którym będziemy wybierać prezydenta. Bardzo jestem ciekaw wyniku Szymona Hołowni, bo gość jest dość łebski i może trafić do elektoratu, który stawał przed nieoczywistym wyborem mniejszego zła. Ciekawe, że w tym kraju częściej głosujemy przeciw komuś, a nie za kimś. Na razie komentarze a propos nowego kandydata są drwiące, tyle przed wyborami w roku 2015 też nie dawano Dudzie szans, a jak się skończyło, wszyscy wiemy. Ach, ta demokracja, ile przynosi nam emocji! Trochę rozbawiły mnie pojękiwania zawiedzionych wynikiem parlamentarnym, ale gdyby przeanalizować, to przecież 40 procent jest mniej niż 60? Czyli nie wygrał PiS, tylko ich przeciwnicy nie byli w stanie się dogadać i iść razem do Sejmu. Trochę to było irytujące, że pewna część społeczeństwa, której nie po drodze było z wynikiem, nazywała tę drugą idiotami i to zupełnie otwarcie. Czyli nie zgadzamy się z demokracją? Przecież tak to jest, że wygrywa ten, który ma więcej głosów, o co chodzi? Nie musi nam się to podobać, ale tak to działa i musimy akceptować wynik, patrząc jednakże na ręce zwycięzców. Istotą jest być stabilnym w życiu, niczym prezes NIK.

I podsumowując: polityczne ugrupowanie wygrało wybory 40 proc. do 60 (mniej więcej). To głosujące 60 proc. było mocno rozczarowane, nazywając to 40 proc. głupim, ale to ci drudzy rządzą. To jak z wódką czystą. 40 proc. alkoholu (i 60 proc. wody potrzebnej do życia), a potrafi ta mniejszość nieźle sponiewierać i też człowiekiem rządzić.

Życzę drogim Czytelnikom spokojnych świąt, nie dajcie się wciągnąć w polityczne dyskusje podczas kolacji wigilijnej. Na każdej imprezie rodzinnej, kiedy już wszyscy najedzeni, sprawy obgadane, a pani domu usiądzie umęczona sprzątaniem (jakby miał sanepid wpaść na chatę z kontrolą), zalega wreszcie cisza… I w tym momencie nestor rodu, dziadunio ulubiony przerywa ciszę stwierdzeniem: No i tak to jest… Tak to jest…

Tekst: Wojciech P. Knapik

Zobacz także: