Jakiś czas temu nasz naczelny (“Pulsu Jaworzna”) został dziadkiem. Pogratulowałem mu dziadostwa, uśmiechnął się pod wąsem, wielce dumny z komplementu.

Babcia i dziadek w naszej wyobraźni to była para staruszków siedzących przed drewnianą chatą na solidnej ławce. Babcia z laską i obowiązkową chustą na głowie, dziadek w kaszkiecie,
z sumiastym wąsem oraz fajką w zębach. Taki stereotyp już można spotkać jedynie na archiwalnych zdjęciach ze wsi Dąbrowa, bo nijak to się ma do dzisiejszych czasów.

Teraz dziadki to nie zgrzybiali staruszkowie, ale dynamiczne osoby z legitymacją uniwersytetu trzeciego wieku, uczestniczący w zajęciach jogi, tańca, chętnie wyjeżdżający na dalekie wojaże po egzotycznych krajach. Stan medycyny (i jak twierdzi znajomy lekarz przyjmowanie szczepionek w dzieciństwie) pozwala na większą aktywność. Ilość zajęć dostępnych dla seniorów też jest niczego sobie. Ale trochę tęskni się za takimi babciami, jakie pamiętamy z dzieciństwa.

Moja babcia od strony mamy była osobą o prostym usposobieniu, potrafiła sobie wytłumaczyć wszystko najzwyklejszym “tak ma być i już”, na zasadzie, że co komu pisane, to go i minie. W latach mojego dzieciństwa, związanych nierozerwalnie z czasem kryzysu lat 80., babcia wykazywała się wielką zaradnością kolejkową. Będąca dynamiczną 60-latką obskakiwała wszelkie możliwe dostawy w mieście, uszczęśliwiając rodzinę wystanymi słodyczami z Wedla lub kawą Robusta, czyli wielce pożądanymi wtedy towarami.

Pod koniec życia, już jako 85-latka przesiadywała na podwórku. Każdy przechodzący ulicą sąsiad musiał zamienić z nią słowo, bo babcia wiedziała, co się dzieje na świecie i pamięć jej dopisywała. Powtarzała: „Ja to wiem, bo czytam “Angorę” (popularna gazeta, ściągająca co lepsze kąski z innych wydawnictw). Babcia była bardzo towarzyska, lubiła, dopóki jej pozwalały funkcje motoryczne, jeździć “na Kocią” na zakupy, spotykała tam wielu znajomych i dyskutowała z nimi o wszystkim: polityce, sprawach rodzinnych, pogodzie i oczywiście zdrowiu i opiece medycznej. A później kupowała drożdżówki z serem i wracała do domu. Gdy już nie miała siły jeździć, wysyłała mnie po te drożdżówki. Kiedyś nie chciało mi się iść po nie do konkretnej piekarni, kupiłem w pierwszym lepszym miejscu. Babcia była niezadowolona, stwierdziła, że dla niej to wszystko jedno, ale nasz pies, Ares, nie chce jeść z byle jakiego miejsca… Taka była babcia. I robiła pysznego makowca, pieczone jabłka z pieca i placki ziemniaczane z dużą ilością czosnku, które uwielbiałem.

Druga z babć na szczęście żyje, chociaż zdrowie wiadomo, nie to, bo ma już prawie 93 lata. Przeżyła w życiu niejedną traumę: wojnę, biedę, śmierć swoich dzieci. Pomogła w wychowaniu wielu wnucząt. To przez nią jestem Wojtek, chociaż rodzice dali mi na chrzcie imię Przemysław. Babcia, będąc na wizycie u rodziny, chwilę po moim urodzeniu, została zapytana, jak jej ówcześnie najmłodszy wnuk dostał na imię, nie potrafiła jednak sobie przypomnieć, bo imię to nie było wówczas specjalnie popularne. Coś skojarzyła, że fabryka, produkcja (przemysł), ale w końcu wypaliła że Wojtek i tak zostało do dziś.

U babci zawsze na dzień dobry była herbatka w szklance z koszyczkiem i placek drożdżowy (jak to zawsze mówiła “taki gnieciuch”, ale był zawsze pyszny). Mieszka pod samym Grodziskiem, więc wyjazd do niej z sąsiedniej Starej Huty był miniwyprawą na wakacje, bo las kilka metrów od domu i pola uprawne w okolicy dawały takie wrażenia. Tak to wyglądało z punktu widzenia dziecka, później świat się kurczy i nawet dzisiaj wyprawa do Ameryki nie wydaje się daleka.

Oczywistą prawdą jest to, że nikt nie rozpieści cię tak jak dziadkowie. Rodzice pełnią rolę wychowawczą, a dziadkowie to wszystko stawiają na głowie i pomimo zakazu napychają wnuczęta zakazanymi łakociami, rozszerzają kieszonkowe i ulegają zachciankom rozkapryszonych dzieciaków i w ogóle po każdej wizycie w babcinej kuchni młody człowiek wychodzi cięższy o 2-3 kilogramy, a pierogów ma dość na pół roku.

Podsumowując, spieszmy się kochać nasze babcie i naszych dziadków, czas mija potwornie szybko i nawet się nie obejrzymy, jak sami nimi zostaniemy. Ja teoretycznie mogę zostać dziadkiem w każdej chwili, ale to już nie zależy ode mnie.

Tekst: Wojciech P. Knapik

Zobacz także: