Przyprawa musi płynąć – fraza, którą kiedyś znali tylko fani książek Franka Herberta oraz miłośnicy sci-fi koncentrujący się na ekranizacjach Pustynne Planety, dziś na stałe zagościła w popkulturze, głównie dzięki kolejnej ekranizacji literackiego dzieła. Chociaż fanem Diuny od Denisa Villeneuvea nie jestem, to jednak ma on moją wdzięczność, ponieważ na fali zainteresowania uniwersum pojawiły się nowe gry planszowe, w tym Diuna Imperium od Lucky Duck Games.

Przed 2021 rokiem polscy fani planszowej adaptacji Diuny mogli jedynie sięgać po DUNE od Gale Force Nine, i to nie zawsze w polskiej wersji językowej. Dopiero nowa ekranizacja przygód Paula Atrydy sprawiła, że zarówno DUNE w rodzimym języku zaczęła pojawiać się regularnie na półkach, jak i wszelkie „topki” przeżyły zatrzęsienie za sprawą Diuny Imperium. Obecnie gra oryginalnie wydana w 2020 roku przez Dire Wolf doczekała się dwóch dużych rozszerzeń oraz wzbogacających ją wizualnie dodatków.

Diuna Imperium bazuje na dwóch mechanikach – budowania talii oraz rozmieszczania „pracowników” na planszy. Gracze wcielają się w głowy wysokich rodów z Landsraadu i dzięki pozyskanym wpływom u Fremenów, Gildii Kosmicznej, sióstr Bene Gesserit oraz Imperatora dążą do zdobycia jak największej liczby punktów zwycięstwa. Pomimo że gra przeznaczona jest dla od 1 do 4 graczy, to jednak najlepiej się sprawdza przy 3 i 4 graczach – chociaż rozgrywka przy czwórce graczy już trochę się ciągnie. Gra dla dwóch osób wykorzystuje trzeci ród sterowany za pomocą kart. Nie jest to lubiane przez wszystkich rozwiązanie, ale w moim przypadku całkiem dobrze się sprawdziło, a sama rozgrywka była dość płynna – kiedy ród Hagalów (ten sterowany) zajmował mi upatrzone pola na planszy, denerwowałem się tak samo, jak przy zajmowanych polach przez żywych graczy.

Rozgrywka w Diunę Imperium skupia się głównie na dwóch fazach: zagrywaniu kart z ręki w celu rozmieszczenia agenta na planszy oraz wyłożeniu reszty kart w celu pozyskania nowych kart ze wspólnego rynku i pomocy przy toczeniu walk. Zatem zadaniem graczy jest umiejętne zarządzanie swoją talią, ponieważ każda karta może być użyta tylko w jednej fazie. Koniec gry następuje w momencie, gdy któryś z graczy uzyska min. dziesięć punktów zwycięstwa lub skończy się talia konfliktów. Podstawowa wersja gry nie jest skomplikowana i daje wiele radości z rozgrywki. Na samej Diunie się jednak nie kończy.

Pierwszy z dodatków – Potęga Ix, wprowadził do podstawowej wersji kilka zmian, w tym zmiany na planszy. Od tej pory kompania KHOAM, dzięki której można było pozyskiwać fundusze, m.in. ze sprzedaży przyprawy, została jeszcze bardziej rozbudowana. Do rozgrywki zostały włączone drednoty – okręty wojenne, trzy nowe rody z Landsraadu i przede wszystkim technologia z planety Ix, które dają trwałe korzyści.

Drugi z dodatków – Nieśmiertelność, wprowadza kolejną planszę do podstawowej rozgrywki oraz nowe karty czy nakładkę na pole planszy. Teraz gracze będą mogli prowadzić badania z tajemniczymi Tleilaxanami, ale to co mnie osobiście się spodobało, to jednorazowa Rodowa Broń Atomowa, która pozwala pozbyć się wszystkich kart z rynku, aby zastąpić je innymi.
Rozszerzenia wprowadzające nowe zasady i możliwości do gry podstawowej to jednak nie wszystko. Na rynku znalazły się również dodatki, które mają za zadanie ulepszyć stronę wizualną gry. Najwięcej w tej kwestii wprowadza dodatek Deluxe – parafrazując, jest to „jedno pudło, by wszystko przechować”. Wewnątrz tego rozszerzenia znajdziemy m.in. plastikowe figurki żołnierzy, które zastępują drewniane sześcianiki, figurki agentów oraz mentata, które zastępują drewniane meple czy figurki sojuszy, zastępujące tekturowe żetony. Wewnątrz znajdziemy również plastikowe inserty z wieczkami oraz metalowy znacznik pierwszego gracza. Wizualnie dodatek sprawdza się świetnie, chociaż nie zastępuje wszystkich elementów, i tutaj pojawia się kontrowersyjny dodatek z drednotami – niewielkie pudełeczko zawierające osiem figurek niewielkich okrętów wojennych, które zastępują drewniane znaczniki. Niestety w porównaniu z figurkami żołnierzy, drednoty wielkościowo wypadają słabo.

Poza wspomnianymi dodatkami, na rynku znajdziemy jeszcze koszulki na karty, a także wiele fanowskich gadżetów. Dzięki temu zamiast rozkładać kilka plansz z nakładkami, można rozwinąć jedną matę, zamiast drewnianych żetonów przyprawy, monet i kropel wody, można użyć metalowych odpowiedników, a także wyłożyć lepiej wyglądające drednoty.
Artykuł powstał we współpracy z wydawnictwem Lucky Duck Games.

Radosław Kałuża

Zobacz także: