Przenieśmy się na chwilę do średniowiecznej Francji, aby w regionie Burgundii wcielić się w arystokratę i wziąć we władanie niewielkie księstwo. Owo księstwo, wraz z postępem gry, będzie się rozrastać dzięki handlowi, kopalniom srebra i wiedzy podróżników – tak przedstawiają się Zamki Burgundii, planszówka autorstwa Stefana Felda, która wcześniej ukazała się na polskim rynku za sprawą wydawnictwa Rebel, a obecnie została upiększona przez Awaken Realms.

Przyznam, że wcześniej nie interesowałem się tym tytułem – zarówno pod względem kupna, jak i samej rozgrywki. Myślę, że to nie był jeszcze ten czas. Można powiedzieć, że wizualnie gra nie powalała – małe ikonki, słabo czytelna plansza z kafelkami, całość przypomina planszówki sprzed 15 lat – w sumie jest to leciwy tytuł. Na szczęście Awaken Realms wziął ją pod swoją pieczę i na portalu crowdfundingowym wypuścił odpicowaną wersję dla fanów – dla fanów, ponieważ koszt też był odpicowany, ale za taką jakość trzeba odpowiednio zapłacić. To był pierwszy raz, kiedy Zamki Burgundii bardziej zwróciły na siebie moją uwagę, w końcu często kupujemy oczami. Wciąż jednak trochę żal wydać dużo więcej na ładną grę, skoro na rynku nadal jest dostępna rozbudowana wersja w przystępnej cenie. Kampania dobiegła końca, a ja dalej nie zagrałem w tytuł od Stefana Felda… Tyle, że na portalu Gamefound wystartował dodruk odpicowanej wersji zameczków – tym razem już trzeba było nadrobić zaległości.

Uprzedzając, wspomnę, że swojego egzemplarza wciąż nie mam, ale z pomocą przyszła Poczta Planszówkowa, czyli inicjatywa polegająca na zgłaszaniu się po jeden lub kilka skompletowanych przez ekipę z poczty zestawów gier i liczeniu na szczęście, że tym razem paczka zawita do pobliskiego paczkomatu – to w końcu całe dwa tygodnie na przetestowanie gry, zanim trzeba będzie nadać paczkę do kolejnego szczęśliwca. Tym razem udało się idealnie – zestaw z zameczkami trafił zaraz po rozpoczęciu kampanii z dodrukiem wypasionej wersji.

Z początku ogarnął mnie żal – sfatygowane pudełko, brakujące elementy… widać, że gra już niejedno przeszła. Niestety, nie każdy zwraca uwagę na wypożyczone egzemplarze. Nie zrażając się wyglądem, odszukałem pierwszą stronę wytarmoszonej instrukcji. Najwięcej problemu stanowi przyswojenie sobie akcji poszczególnych kafelków – większość jest zawarta w podręcznej ściądze, lecz jest dużo kafli, po opis których trzeba stale zerkać do instrukcji. Z tego co udało mi się wyczytać z kampanii, nowa wersja posiada opisy kafli na odwrocie, co znacznie pomaga przy pierwszych rozgrywkach. Drugim problemem jest wielkość kafli, a co za tym idzie – grafik na nich zawartych – ten problem również rozwiązano powiększając kafelki. Ostatni mankament rozgrywki to plansza główna. Jest tam tyle drobnych ilustracji, że małe kafelki wtapiały się w tło – ten problem także rozwiązano nową szatą graficzną planszy.

Przechodząc do rozgrywki, jest ona dość prosta, a jednocześnie daje dużo możliwości kombinowania – niby dwie akcje z wykorzystaniem kości, ale losowość nie jest aż tak odczuwalna, dzięki możliwości ustawienia oczek za sprawą kafli robotników. Naszym zadaniem jest pozyskiwanie kafli z obszarów zależnych od liczby oczek na kości, a następnie układanie kafli na naszej planszy – tutaj również ważna jest liczba oczek, i dodatkowo kolor kafla. Ponadto gracze pozyskują i sprzedają towary oraz wykonują akcje generowane przez kafle. Jest tu wiele możliwości pozyskania punktów, co daje możliwość opracowania różnych strategii – a to tylko gra podstawowa. W pudełku znajdziemy również kilka rozszerzeń i dodatkowych plansz. Warto było w końcu zagrać w zameczki.

Osobiście przyznam, że inicjatywy takie jak Poczta Planszówkowa czy wypożyczalnie gier na konwentach, to świetny sposób na zaoszczędzenie kilku groszy – wymarzona gra zapowiada się obiecująco, a tu okazuje się, że przy dwóch graczach, a tak póki co gramy, całkowicie leży. Sprawdza się to również w drugą stronę – dzięki tym akcjom osobista kolekcja powiększyła się o m.in. Lockup, Pod wrogim niebem czy właśnie Zamki Burgundii – tak, wsparłem kampanię (trwa do końca kwietnia) i teraz czekam na swój egzemplarz.

Radosław Kałuża
więcej na HarcMepel

Zobacz także: