Legacy – to słowo sprawia, że część graczy nie może się doczekać, aby rozłożyć dany tytuł na stole, a druga część omija tego typu gry szerokim łukiem. Dlaczego planszówki Legacy budzą mieszane uczucia, i jak to jest z najnowszą odsłoną popularnej serii gier Wsiąść do Pociągu?

Warto zacząć od tego, czym są gry typu Legacy. Najprościej mówiąc, są to gry, które gracze rozgrywają w formie kampanii, a ich osiągnięcia z każdej rozgrywki przechodzą do kolejnych partii. Jednocześnie w samej grze zachodzą nieodwracalne zmiany poprzez użycie jednorazowych elementów, jak np. naklejek, które umieszczamy na planszy. Niektóre gry Legacy posiadają tzw. „zestawy naprawcze”, które pozwalają zrestartować całą kampanię, lecz raz poznana historia już nie będzie tak emocjonująca przy kolejnym rozdaniu. Zwykle taka gra ląduje później na grupie sprzedażowej. Jednak są też takie tytuły, które po zakończeniu kampanii oferują rozgrywanie partii na ukończonej planszy – oprócz niezapomnianej przygody gracze otrzymują również planszówkę, którą można rozłożyć do pojedynczych posiedzeń. I tak właśnie jest w przypadku Legend Zachodu.

Zacznę od tego, że w porównaniu do podstawowych wersji gry, Legendy Zachodu gabarytowo robią duże wrażenie. Wewnątrz wielkiego pudła znajdziemy m.in. fragmenty planszy, dużo plastikowych wagoników, tekturowe monety oraz karty i szereg pudełek. Wykonanie jest bardzo staranne, a odświeżone grafiki wagoników na kartach cieszą oczy. Same plastikowe wagoniki mają różne kształty w zależności od koloru – zwykle były jednakowe dla wszystkich graczy. Po zapoznaniu się z instrukcją, którą powinni przeczytać nawet obyci z podstawowymi zasadami WdP gracze, można rozłożyć pierwszych kilka fragmentów mapy. Ważne jest tutaj, aby nie przeglądać pozostałych puzzli ani nie otwierać przypisanych do nich pudełek. Gracze nie mogą również przeglądać kart historii, a w przypadku rozsypania autorzy proponują, aby karty według numeracji poukładała osoba niebiorąca udział w kampanii.

No właśnie, co w przypadku, kiedy nie uda się zebrać tej samej kampanijnej ekipy przez dłuższy czas? W Legendach Zachodu to nie problem – kampanii nie musi ukończyć tylu graczy, ilu ją rozpoczynało. Można nawet dołączyć do gry podczas trwania kampanii. Na koniec jest ujawniany stały dochód dla przedsiębiorstw, których brakowało podczas rozgrywek. Przejdźmy zatem do samej rozgrywki.

Pierwsza rozgrywka nie różni się wiele od zwykłego WdP – gracze dobierają karty wagoników, realizują bilety i zbierają punkty w formie dolarów. Jest jednak kilka małych zmian, które mi szczególnie przypadły do gustu. Pierwsza zmiana, to utworzenie połączenia z dużym miastem – w nagrodę gracz otrzymuje kartę wagonika z puli. Kolejna zmiana to dodatkowe punkty za utworzenie połączenia na trasie o tym samym kolorze, co przedsiębiorstwo wybrane przez gracza. Ostatnia zmiana, to brak punktów za tworzenie połączeń – wcześniej długość połączenia definiowała liczbę otrzymywanych punktów, tym razem ważniejsza jest realizacja biletów. Podczas rozgrywki gracze odsłaniają również karty wydarzeń, które wprowadzają na pewien czas specjalną zasadę. Gra kończy się, kiedy jeden z graczy będzie miał dwa lub mniej wagoników. I tutaj kolejna zmiana – im mniej wagoników zostanie u gracza, tym więcej bonusowych punktów dostanie. Po rozgrywce wszystkie statystyki zostają zapisane, elementy graczy schowane do odpowiednich pudełeczek, a uczestnicy kampanii odczytują kolejne karty historii.

Podstawowe zasady to jednak nie wszystko, co ma do zaoferowania nowe WdP. W trakcie kampanii gracze uczą się kolejnych, czasem jednorazowych, zasad i niestety nie wszystkie są dostępne po ukończeniu kampanii – zwykle z powodu zużycia jednorazowych komponentów. Ponadto, z tego, co można znaleźć na stronie wydawcy, nie jest obecnie przewidziany „zestaw naprawczy”. To jednak nie powód, aby spisywać Legendy Zachodu na straty – historia jest bardzo wciągająca, a i spersonalizowana końcowa wersja gry daje dużo radości.

Artykuł powstał we współpracy z wydawnictwem Rebel.pl.

Radosław Kałuża

Zobacz także: