Tęsknią za ojczyzną, domem i bliskimi, którzy zostali w kraju. Targają nimi dylematy, czy zostać na obczyźnie, czy wracać w rodzinne, wciąż niespokojne strony. Uchodźcy z Ukrainy w Polsce znaleźli spokojny azyl. Jednak nie wszyscy są w stanie znieść rozłąkę. Niektórzy mimo ryzyka wrócili do swoich domów w Ukrainie, inni pojechali tam tylko w odwiedziny, by choć przez chwilę znów być blisko pozostawionych w ojczystym kraju mężów, synów, matek, ojców. Są też tacy, którzy na wyjazd na razie się nie decydują.

Żyć normalnie

Ponad 6 milionów odpraw z Ukrainy do Polski i 4,3 milionów odprawionych osób z Polski do Ukrainy. Tak od 24 lutego przedstawia się sytuacja na polsko-ukraińskiej granicy. Dane pokazują, że mimo wojny ruch graniczny jest spory. Razem z synkiem w odwiedziny na Ukrainę pojechała też nasza redakcyjna koleżanka, Nina Korol. W rodzinnych stronach spędziła kilka tygodni. – Wielu z nas, uchodźców i azylantów, którzy uciekli przed wojną za granicę, ma w pamięci obrazy z lutego czy marca, gdy wszystko było szare, straszne, gdy nadawane non stop wiadomości wręcz nas przytłaczały. Co chwilę słyszało się o rakietach, bombach, samolotach, pożarach, zgonach. Dziś Ukraina jest zupełnie inna. Inne jest też nasze postrzeganie – przyznaje Nina Korol. – Mogłam przez miesiąc pobyć w domu, przejechałam tam przez pół ojczyzny. I muszę powiedzieć, że w Ukrainie jest życie. Ono nie zamarło. Miasta i wsie odżyły. Ludzie pracują, choć wiele przedsiębiorstw i organizacji zaprzestało działalności. Jest też duże bezrobocie, bo kraj jest jednak w stanie wojny – opowiada.

Jak podkreśla, choć w Ukrainie jest naprawdę ciężko, ukraińscy psychologowie radzą swoim rodakom, aby nie odkładać życia na później, na czasy powojenne. Mówią, żeby żyć tu i teraz. I tak właśnie Ukraińcy starają się postępować. – Życie toczy się dalej, choć z wieloma ograniczeniami. Na przykład transport publiczny funkcjonuje pod warunkiem, że nie ma alarmu przeciwlotniczego. Gdy zagraża bombardowanie, autobusy i minibusy nie kursują – opowiada Ukrainka. – Wszyscy starają się jednak, by mimo tej całej sytuacji, wieść jako tako spokojne życie. Na wsi ludzie zajmują się uprawą płodów rolnych, zbierają ziemniaki, pomidory, robią zapasy na zimę. W miastach tętnią życiem skwery, place zabaw, parki. Kawiarnie i restauracje, sklepy, szpitale i poczta są otwarte. Słychać śmiech – wspomina Ukrainka. – Idąc tak przez miasto, można odnieść wrażenie, że ta cała wojna, jej ofiary, całe to zniszczenie, łzy i ból, to tylko zły sen. To wrażenie mija jednak gdy nagle, w środku miasta, rozlega się przeraźliwy dźwięk syren. Dzieci się boją, zakrywają uszy i szybko szukają dorosłych, matki tulą niemowlęta do piersi – relacjonuje.

Nie wszyscy jednak uciekają do schronów, tym bardziej, że ich po prostu brakuje. Nina mówi, że niektórzy podnoszą tylko głowy, aby zobaczyć, czy lecą samoloty albo, czy spadają bomby. – A gdy dźwięk alarmu mija, życie znów toczy się swoim rytmem – opisuje nasza redakcyjna koleżanka.

Ukraińcy nie zapominają o walczących na froncie rodakach. – Dają schronienie, ratują, karmią, uczą, transportują, informują, leczą. Zapewniają wszystko w sferach, które mogą przybliżyć do zwycięstwa i wywalczyć prawo do niepodległości i suwerenności naszego kraju – podkreśla.

Nina Korol ze swoim synem spędziła w Ukrainie kilka tygodni. Ukrainka miała wielki dylemat, co zrobić dalej, czy zostać, czy wracać do bezpiecznej Polski. Ostatecznie zdecydowała się jednak powrócić do Jaworzna. – W Ukrainie zostali m.in. mój mąż i starszy syn, który studiuje. Tęsknimy za domem, za naszymi bliskimi, ale mam też młodsze dziecko, które chce spokojnie dorastać, chodzić do szkoły, nie bać się, widzieć inne dzieci, komunikować się z nimi. Dlatego wróciłam do Jaworzna. Zrobiłam to przede wszystkim dla mojego synka – przyznaje. – W Jaworznie jest teraz prawie 1500 Ukraińców. Ale, podobnie jak w całej Polsce, również tutaj jest duża rotacja. Jedni wyjeżdżają, inni przyjeżdżają. Nie wszyscy byli w stanie znaleźć pracę, nie każdemu udało się wynająć mieszkanie. Z wynajmem są bowiem problemy. Dlatego bardzo wiele osób zdecydowało się wrócić na Ukrainę. Według oficjalnych danych – zrobiło tak 2/3 uchodźców, którzy po wybuchu wojny schronili się w Polsce. Ale spodziewana jest nowa fala, ci, którym grozi niebezpieczeństwo, znów przyjeżdżają tutaj i do innych krajów – przyznaje.

Pomocne dłonie

Pierwsza duża grupa uchodźców trafiła do Polski zaraz po wybuchu wojny. Wiele osób przyjechało również do Jaworzna. Schronienie znaleźli w domach mieszkańców, hotelach, remizach ochotniczych straży pożarnych, w miejscach, przygotowanych dla nich przez miasto i rozmaite instytucje. Na to, by stanąć na własnych nogach, mieli kilka miesięcy. Przez ten czas, goszcząc w domach jaworznian, zapisali dzieci do jaworznickich szkół, szukali pracy i mieszkań do wynajęcia. Nie wszystkim się powiodło, ale wielu uchodźców sobie poradziło.
W nowej rzeczywistości świetnie odnalazły się np. podopieczne Ewy Szpak, która przyjęła pod swój dach dwie mamy z dziećmi. Dzięki pomocy jaworznianki i jej krewnych Natalia Chekaryeva i Alona Shumeiko wynajęły mieszkanie i podjęły pracę. – Dzięki wsparciu naszych jaworznickich przyjaciół, pracujemy jako salowe w tutejszym hospicjum. W Ukrainie byłam trenerem personalnym. Również w Jaworznie udało mi się podjąć współpracę z jedną z siłowni – podkreśla pani Natalia. – Jestem bardzo wdzięczna Ewie, jej siostrze Basi i innym osobom za wielką pomoc, którą od nich otrzymałyśmy – dodaje.

Pani Natalia i jej córka na Ukrainę na razie nie wrócą. Choć bardzo tęsknią, to nadal jest tam zbyt niebezpiecznie. Na szczęście wciąż jednak mogą liczyć na wsparcie w Jaworznie.

Nieprzerwanie pomoc oferują zarówno miejskie instytucje, jak i osoby prywatne i różne organizacje. Wsparcie żywnościowe zaoferowała np. Chrześcijańska Służba Charytatywna, która działa przy Kościele Adwentystów Dnia Siódmego. W zborze w Dąbrowie Narodowej odbywają się co sobotę o godz. 13 ukraińskojęzyczne nabożeństwa dla osób różnych wyznań.
Pomoc finansową niesie także Polski Czerwony Krzyż, który rozdaje uchodźczym rodzinom 500-złotowe kupony podarunkowe SODEXO, przekazane przez Fundusze Norweskie i EOG. Pomoc otrzymują Ukraińcy, którzy przyjechali do Polski po 24 lutego 2022 roku i do tej pory nie korzystali ze wsparcia PCK. Aby dostać bon, trzeba przejść specjalną procedurę kwalifikacyjną, z okazaniem dokumentów każdego członka rodziny.

Program, który PCK prowadzi w porozumieniu z Ministerstwem Funduszy i Polityki Regionalnej, jest realizowany także w Jaworznie.

– Mieszkający w naszym mieście Ukraińcy licznie zgłaszają się po tę pomoc. Liczba bonów jest jednak ograniczona. Warto więc się pospieszyć. Najlepiej zadzwonić i zapytać, czy są jeszcze kupony – podkreśla Anna Grelowska, prezeska oddziału rejonowego PCK w Jaworznie, który ma swoją siedzibę przy ul. Inwalidów Wojennych 14 na Osiedlu Stałym.

Dyżury odbywają się we wtorki w godz. od 8 do 13 i czwartki od 13 do 18. Z wolontariuszami można skontaktować się osobiście lub telefonicznie: 32 752 55 34. – Finansowe wsparcie mogą otrzymać te rodziny, które wcześniej nie pobrały w PCK bonów na 100 zł od osoby do sklepu KIK – informuje dalej szefowa jaworznickiego PCK. – Oprócz pomocy w formie kuponów, we współpracy z firmą Amazon i siecią Biedronka, prowadzimy też akcję „Wyprawka dla Żaka” i przekazujemy plecaki z wyposażeniem 100 polskim i 100 ukraińskim uczniom – dodaje.

Wsparcie oferuje Ukrainkom także jaworznicki Powiatowy Urząd Pracy. Pracownicy PUP-u prowadzą właśnie rekrutację do udziału w szkoleniu zawodowym z elementami języka polskiego branżowego. – Wszelkie informacje oraz zgłoszenia przyjmowane są pod numerami tel. 32 618 19 18, 32 618 19 19 lub osobiście w siedzibie urzędu przy ul. Północnej 9B w pokojach 118 i 119 – informują urzędnicy.

Projekt jest finansowany ze środków rezerwy Funduszu Pracy, które przyznało Ministerstwo Rodziny i Polityki Społecznej.

Anna Zielonka-Hałczyńska

Akcja poparcia dla obrońców Ukrainy organizowana za naszą wschodnią granicą | fot. Archiwum prywatne

Zobacz także: