Już w najbliższą niedzielę, 21 kwietnia, zdecydujemy, kto będzie gospodarował Jaworznem przez najbliższe pięć lat. Wiele wskazuje na to, że będzie to jedna z najważniejszych decyzji dla miasta w całym okresie polskiej samorządności. O kampanii – jej cieniach i blaskach – rozmawiamy z prezydentem miasta Pawłem Silbertem.

Panie Prezydencie, kampania dobiega końca. Chyba nikt nie ma wątpliwości, że była to jedna z najintensywniejszych i jednocześnie najbardziej spolaryzowanych kampanii w Jaworznie.
To moja ostatnia kampania prezydencka, zgodnie z obowiązującym prawem, nie będę mógł ubiegać się już o kolejną reelekcję. Pozwolę sobie zatem odpowiedzieć na to pytanie z pewnej perspektywy i osobistego doświadczenia.

Zgadzam się ze stwierdzeniem, że była to kampania, jakiej jeszcze w Jaworznie nie doświadczyliśmy. Mam tu na myśli jej brutalność i bezwzględność. Nie jestem szczęśliwy z tego, że w Polsce życie aż tak się zbrutalizowało, a polityka już całkiem zeszła do poziomu rynsztoku. Internet sprawił, że poziom dyskusji, również tej politycznej, jest miałki i często pozbawiony sensu. Mam wrażenie, że we wcześniejszych kampaniach o wiele bardziej liczyła się merytoryka – program wyborczy, jaki mają do zaoferowania kandydaci, zaplecze, jakie za nimi stoi czy w końcu wiedza i doświadczenie, którymi się legitymują.

Dziś, decydują głównie emocje, ulegamy im i dajemy się nabierać na serwowane nam obrazki, które bardzo często nie mają wiele wspólnego z rzeczywistością. Wtedy o wiele łatwiej o błąd.

Wyniki pierwszej tury wyborów to dla Pana zaskoczenie?
Przyjmuję je z dużą pokorą. Oddane na mnie głosy traktuję jako wyzwanie, zarówno do ciężkiej pracy na rzecz naszego miasta, ale przede wszystkim do usprawnienia kontaktów z mieszkańcami.

Tak, dzisiaj wiem, że w mijającej kadencji zabrakło rozmów z mieszkańcami. Walcząc o pieniądze dla Jaworzna, realizację strategicznych celów i projektów, zabrakło czasu na to, co równie ważne. Na przebywanie wśród mieszkańców.

Przypuszczał Pan, że kampania będzie aż tak bardzo przesiąknięta negatywnymi emocjami?
Czułem, że głównym motywem kampanii będzie próba pokazywania mnie w negatywnym świetle. Staram się cierpliwie znosić złośliwości i ultra tendencyjne, naznaczone złą wolą traktowanie mnie przez lokalny tygodnik CT i wieloletnie zorganizowane hejtowanie mnie i ludzi, z którymi współpracuję. Trudno zaakceptować i przyzwyczaić się do polowania na jakąś skrzywioną minę, prowokowanie i zaczepki, pomówienia, a czasem zwykłe kłamstwa. A jeszcze trudniej jest zrozumieć, że moim obowiązkiem ma być pokorne przyjmowanie tych hejtów, fałszywych oskarżeń, przeinaczonych stwierdzeń i wyrwanych z kontekstu cytatów. Każdy z nas ma jakieś zasoby cierpliwości i odporności, mnie też czasem w końcu potrafią puścić nerwy, choć pewnie nie powinny. I zwykle tego żałuję. Ostatnio przeczytałem komentarz jednej z mieszkanek, która z wielkim przekonaniem twierdzi, że po wyborach ucieknę z Jaworzna i zamieszkam w willi, którą sobie cichaczem wybudowałem na Dolnym Śląsku. Na moją propozycję, by wskazała, który to dom i gdzie jest, a jej go podaruję, już nie odpowiedziała. Zapewne wie, że poza mieszkaniem w naszym mieście nie mam żadnych nieruchomości, ale czegóż się nie robi, żeby kogoś obrzucić błotem?

Proszę też zwrócić uwagę, że filmiki, pokazujące mnie w internecie w złym świetle, to materiały, które zbierano przez wszystkie moje kadencje. Niektóre są sprzed bodaj 15 lat. Czy dziś nie można powiedzieć, że archiwizowanie tych materiałów przez lata, a teraz wyciągnięcie ich i „granie nimi”, to świadome, zaplanowane i z premedytacją zaplanowane działanie przeciwko mnie?

Pana zdaniem, to wpłynęło na Pana obraz wśród mieszkańców?
Uważam, że tak. Próbuje wmówić się mieszkańcom, że jestem gburowaty. Trochę trudno się z tym pogodzić. Jest prawdą, że na pewno nie jestem misiem do przytulania. Moją rolą jest pomagać, a czasem niestety odmawiać, choć tego nie lubię. Bywa też tak, że trzeba powiedzieć twarde „nie” na próby wyłudzeń, szantaży, straszenia. Jednak jeśli chodzi o sprawy miasta, dobro mieszkańców, ich interesy, jestem niezwykle konsekwentny i bardzo uparty. Nigdy nie odpuszczam. Wolę, by mieszkańcy oceniali mnie za skuteczność, a nie za moje miny, czy czasem nerwowe sytuacje. Nie próbuję przekupić jaworznian krówkami i darmową kawą, uważam że taki sposób prowadzenia kampanii wyborczych powinien być zabroniony. Ludzie powinni wybierać programy, a nie złudzenia.

To jakim człowiekiem jest prywatnie Paweł Silbert?
Najnormalniejszym w świecie, takim, jak każdy. W wolnym czasie robię zakupy, pracuję w ogrodzie, majsterkuję, gram na gitarze, fotografuję, czytam książki, mam zajęcia za studentami, jeżdżę na nartach i na rowerze, strzelam na strzelnicy, a nawet parę razy w roku piekę jakieś ciasta. Dlaczego to pokazuję? Bo chcę, żeby ludzie widzieli we mnie najzwyklejszego człowieka, którym jestem. Sąsiada, kolegę z dawnej pracy, a nie tylko, widzianego przez pryzmat funkcji, prezydenta.

A jak wygląda ta Pana sympatia do Prawa i Sprawiedliwości?
Przypisywana mi sympatia do PiS wynika z dawno już, bo w 2002 roku, zawartej koalicji JMM, PiS, PO. Przez lata w Jaworznie tworzyliśmy taki POPiS, na który kiedyś tak liczyli Polacy. To był dla naszego miasta dobry czas. Niestety, nasi partnerzy z PO, wypowiedzieli nam współpracę. Było to wtedy, gdy pan Saługa realizował zadanie zawarcia sojuszu z lewicą na poziomie regionu. Zmarnował lata zgodnej i owocnej współpracy, do Jaworzna zawitała wtedy polityka w miejsce współpracy na rzecz miasta i mieszkańców. JMM, któremu szefuję, pozostał w kolacji z lokalnym PiS. Ale był też czas, kiedy relacje z PiSem były bardzo szorstkie.

Proszę pamiętać, że nigdy nie obrażałem się na to, kto rządzi w kraju i za każdej władzy ściągaliśmy do Jaworzna duże pieniądze. Obecną próbę i tendencję upolitycznienia samorządów, gospodarki, kwestii społecznych a nawet kultury, uważam za bardzo szkodliwą. System polityczny, w którym rządzi partia i jej nic nie znaczące przystawki już mieliśmy. Samorządność umiera na naszych oczach, rękami tych, którzy powinni jej bronić.

Ma Pan żal do posła Wojciecha Saługi, że tak zaciekle atakuje Pana w swoich wypowiedziach i filmach?
Pan poseł Saługa to przykład tego, jak wielka polityka zmienia ludzi. Niestety, tak często na niekorzyść.

Wojciech Saługa, mój kolega przez tyle lat, od dłuższego czasu wywrzaskuje na mnie w swoich facebookowych filmikach, oskarża mnie o przeróżne rzeczy, przypuszczam, że doskonale wie, że to oskarżenia bezzasadne i niesłuszne. Czy to jest ok? Czy to mieści się w jakiejś normie obyczajowej, kulturowej, politycznej?!? Nie mieści mi się też w głowie kampania nienawiści nakręcana od wielu lat przez pana Matysika w CT i jego portalu internetowym. I z radością, i uciechą podejmowana i podkręcana przez miejską opozycję.

Nie mieści mi się w głowie, że politycy PO, lewicy i innej wobec PiS opozycji maszerowali po Polsce z krzykami “Wypier …ć”. Nie rozumiem tego, że ludzie na poziomie – intelektualne elity, zeszły na taki poziom. To wzajemne nakręcanie negatywnych emocji, płynie z góry. Obawiam się, że doprowadzi nas kiedyś jako naród do jakiejś katastrofy. Żadna ze stron politycznych, nie powinna tego robić.

Naszej redakcji zarzuca się, że opublikowany materiał, dotyczący zależności Michała Kirkera od Wojciecha Saługi był wymierzonym w nich ciosem politycznym…
Nie cieszy mnie, że na łamach Pulsu Jaworzna pojawił się materiał, tak mocno obrazujący toczącą się kampanię. Z drugiej zaś strony, skoro Koalicja Obywatelska postanowiła mieć takiego kandydata na prezydenta, to albo powinna go prześwietlić, czy nie ma w życiorysie czegoś co konkurencja wykorzysta, albo tę możliwość wkalkulować w ryzyka kampanii. Prawem demokracji i wolnych mediów jest pokazywanie zalet i wad, mocnych i słabych stron polityków, ich kompetencji i obnażanie jej braku, pokazywanie ciemnych stron i grzebanie w ich przeszłości. Po co? Po to, by zapobiec sytuacjom, w których dochodzi do kompromitacji, po to by uniknąć prób szantaży – a czasem gra toczy się o wysokie stawki. Nie ingeruję w treści dziennikarskie, odpowiedzialność za nie ponoszą ich autorzy.

Nawet jeśli Puls zadziałał impulsywnie, emocjonalnie, to nie wygląda na to, że nakłamano – kandydat i jego sztab chyba nie wystąpili na drogę prawną?!?

Wydawca tygodnika CT, pan Matysik, przekonywał mnie kiedyś , że jak mi się nie podobają artykuły na mój temat, to mogę sobie pójść do sądu – parę razy skorzystałem z jego rady i w sądzie wygrałem, broniąc swego dobrego imienia.

Doskonale wiemy, że w przestrzeni wirtualnej pojawia się dużo materiałów z panem Kirkerem w roli głównej. Sam je przygotował i uruchomił, w internecie nic nie ginie. To nie jest mój problem, co o sobie naopowiadał i jak się sfotografował oraz komu to upublicznił.

Sam muszę przeżyć to, że czasem miałem niewyparzony język i coś komuś burknąłem, i ktoś to pokazuje, a on powinien wziąć na klatę swoje zachowania i swoje grzeszki.

Dziękuję za rozmowę.

RED

| fot. UM Jaworzno

Zobacz także: