Prezydent Andrzej Duda zaprezentował ostatnio niewybredny żarcik o ludożercach. Internet wytknął mu to od razu, a opinie były od obojętnych po skrajnie antyprezydenckie.

Nie broniąc go, stwierdzam jednak, że większość publiki zapomniała o tym, jak zachowywali się jego poprzednicy, którzy też zaliczali mniejsze i większe wpadki.

Wojciecha Jaruzelskiego nie liczę, bo on takim prezydentem był, że nie ma co liczyć i sprawował urząd tylko chwilę. Lech Wałęsa – wpadka za wpadką, człowiek kompromitacja. Tu by można książkę napisać… “Francja to ja” – powiadał Ludwik XIV. Lech Wałęsa, jako człowiek znacznie skromniejszy, twierdzi: “Ja to my”. I tylko gdy w 1989 roku wygłaszał mowę w amerykańskim Kongresie, nie wahał się powiedzieć o sobie “My, naród”. Poważnie? To nie kto inny, ale właśnie Wałęsa, rozpoczął w 1993 roku festiwal niewybrednych żartów pod adresem seksualnej orientacji Jarosława Kaczyńskiego. Prezentując listę gości, których zamierza zaprosić na urodziny, nie odmówił sobie złośliwości: “Mogę zaprosić Lecha Kaczyńskiego z żoną oraz Jarosława Kaczyńskiego z mężem”. I co ciekawe, nikt nie zarzucał mu wówczas homofobii. Wspomnę zapamiętane przeze mnie złamanie praw matematyki: “Plusy Unii Europejskiej mają swoje plusy i minusy”.

Obiecane 100 milionów też jakoś nie pojawiło się w naszych portfelach, a na koniec coś “na czasie”: “Jak geje i ludzie ich pokroju chcą paradować, to niech sobie wybudują nową Warszawę. Tę wybudowali biali i mają do niej prawo”. Aha.

Aleksander Kwaśniewski – “choroba filipińska” i inne pijackie wpadki. Wizyta na cmentarzu w Charkowie była jedną z najbardziej spektakularnych wpadek Aleksandra Kwaśniewskiego. Były prezydent dosłownie ledwo trzymał się na nogach. Innym razem, w Kijowie, udzielał studentom zbawiennych rad w kwestii właściwego podejścia do kobiet.

Należy im patrzeć w oczy, ale niezbyt natarczywie, zgodnie z zasadami – mówiąc po francusku – savoir vivre’u – perorował. Powodem niedyspozycji okazała się… przywieziona z Filipin choroba. Przykłady można mnożyć, jedno jest pewne – wyjazdy na wschód prezydentowi nie służyły.

Lech Kaczyński, zanim jeszcze został prezydentem, zabłysnął słynnym “spieprzaj dziadu”. Takie słowa wypowiedział do atakującego go słownie uczestnika spotkania wyborczego w Warszawie. Już za prezydentury kibicował naszym sportowcom z szalikiem trzymanym na lewej stronie (zamiast napisu Polska ukazał się AKSLOP). Znane też były wpadki z Parlamentu Europejskiego (“Chyba jest naćpana”). Kolejną wymienioną wpadką było podpisanie umowy ws. tarczy antyrakietowej – wtedy Lech Kaczyński kazał amerykańskiej sekretarz stanu Condoleezzie Rice czekać 10 minut. Potem za swoje spóźnienie Kaczyński winił rząd Donalda Tuska, twierdząc, że nie pozwolono mu skorzystać z windy i musiał wchodzić po schodach.

Prezydent Bronisław Komorowski. Wpadka podczas wizyty w japońskim parlamencie, kiedy wszedł na fotel sprawozdawcy i krzyczał do szefa Biura Bezpieczeństwa Narodowego “Chodź, szogunie”, to niejedyna gafa, jaką zaliczył podczas swojej prezydentury. Innym razem po tragicznym w skutkach tsunami w Japonii, Bronisław Komorowski złożył kondolencje rodzinom ofiar. Zapomniał jednak o poprawnej ortografii. “Jednoczymy się w imieniu całej Polski z narodem Japonii w BULU i w NADZIEJI na pokonanie skutków katastrofy”. Prezydentowi zdarzało się często spać podczas ważnych uroczystości, tak też było podczas uroczystej inauguracji jego prezydentury. Innym razem, podczas pierwszego spotkania Bronisława Komorowskiego z Barackiem Obamą w 2010 roku, nasz prezydent zasugerował, że amerykańskiego prezydenta może zdradzać żona!

Bo z Polską i USA to jest, panie prezydencie, jak z małżeństwem. Swojej żonie należy ufać, ale trzeba sprawdzać, czy jest wierna – powiedział Komorowski. Miało być zabawnie, wyszło niezręcznie.

Jak widać, wpadki na najwyższym państwowym szczeblu nie są wcale takie rzadkie. I o ile ośmieszenie się głupim żartem jest wybaczalne, to mowa nienawiści, która dość często pada z ust polityków różnorakiej maści nie jest dopuszczalna w żaden sposób. W tym kontekście zdecydowanie cieszę się, że niektóre osoby wreszcie zniknęły z czynnego życia politycznego, czekam też, aż zniknie jeszcze kilku “wybrańców narodu” bo ich wypowiedzi są po prostu słabe.

Tekst: Wojciech P. Knapik

Zobacz także: