– Jakim Ty jesteś społecznikiem? – zapytał Michała Kirkera jeden z kolegów w trakcie Kampanii wyborczej. Obaj znajdą się od lat.
– I kto wie, że nie jestem? Ludzie kupują to co widzą.

A co widzą? Eleganckiego, wygadanego, schludnie ubranego człowieka. Ale w środku jest kompletna pustka. Przerażające, że na urząd Prezydenta Miasta pompowany jest człowiek bez doświadczenia i wykształcenia, marionetka w rękach Wojciecha Saługi, polityka Platformy Obywatelskiej, który od lat, różnymi metodami próbuje zdobyć Jaworzno. Cel Uświęca środki. Dziś Sałudze, nie przeszkadza nawet to, że jego kandydat jeszcze niedawno świecił gołym brzuchem w Top Model.

 

Bez wątpienia, kampania oszczerstw, półprawda i szeroko zakrojony front czarnego PR przeciwko prezydentowi Pawłowi Silbertowi przyniosły efekt. To lekcja, jaką poseł Saługa wyciągnął z poprzednich wyborów, gdzie sromotną porażkę poniósł inny funkcjonariusz PO, Paweł Bańkowski. Tamta kampania była spokojna, merytoryczna i przyzwoita. Bańkowski przegrał 30.74 do 64,61 %.

W tym roku sztab PO, wspierany przez rodzinę Matysików dysponujących lokalnym portalem internetowym i telewizją, postawił na czarny PR. Jak widać, kampania oszczerstw, brudów i chamstwa, zwłaszcza w internecie i na platformach społecznościowych, „żre lepiej”. I tak oto niespodziewanie, może nas reprezentować kabareciarz, którego największym sukcesem zawodowym jest półroczny etat w Funduszu Górnośląskim.

Sztab wyborczy Kirkera, wspierany przez całą wierchuszkę Platformy Obywatelskiej postawił na stary, znany od dziesiątek lat sposób, sprowadzający się do oczerniania kontrkandydata. Robi to jednak nieco sprytniej – Kirkera odcięto od negatywnej kampanii. Dla niego Wojciech Saługa napisał scenariusz, zgodnie z którym ma się w wcielić w szanowanego, poważnego i liczącego się z mieszkańcami społecznika. I fakt – Kierker, jak na aktora przystało, odgrywa tę rolę doskonale. Garnitur i koszula ze spinkami dodają mu powagi, więc nawet językowe lapsusy uchodzą mu płazem. Płynnie i żywiołowo przemawia i choć w potoku słów merytoryki jest jak na lekarstwo, to nie sposób zaprzeczyć, że robi to całkiem przekonująco. Postawiono na trick psychologiczny – garnitur i śnieżnobiała koszula robią swoje. Wygląda na specjalistę. Ale to tylko pozór.

Kim jest Michał Kirker?

Podczas rozmów z mieszkańcami podkreśla, że jest samorządowcem i społecznikiem, ale patrząc na jego wykształcenie i dotychczasowy zawodowy dorobek trudno oprzeć się wrażeniu, że jest to tylko mydlenie mieszkańcom oczu.

Człowiek, który zapragnął zarządzać ponad 80-tysięcznym miastem i ponad 850 milionowym budżetem, nie ma bladego pojęcia o zarządzaniu. Przez kilka lat biegał z mikrofonem i kamerą po ulicach Jaworzna i robił materiały interwencyjne dla portalu jaw.pl i do gazety Co Tydzień. Realizował się – podobno nawet całkiem dobrze – jako aktor i kabareciarz. Raz w roli Moliera, innym razem Teletubisia, jak było trzeba wcielał się w rolę kobiety czy transwestyty, innym razem nazisty. Ot, normalne aktorskie życie. Grasz to, do czego chcą cię zaangażować. No ale bądźmy szczerzy – wielkiej kariery na deskach teatru nie zrobił i można zaryzykować, że ani Janem Kobuszewskim, ani nawet Markiem Kondratem już nie zostanie.

Napisano więc dla niego inną rolę.

Według naszych informacji poseł Wojciech Saługa, nazywany baronem śląskiej Platformy Obywatelskiej wymyślił, aby popularność Kirkera, jaką zdobył biegając z mikrofonem po jaworznickich ulicach, spróbować wykorzystać w kampanii na urząd Prezydenta Miasta. I w ten sposób, dla młodego aktora, napisano kampanijny scenariusz i podzielono role.

Kierker – to bohater pozytywny. Dobry garnitur ma nadać powagi, dobra dykcja – utwierdzić, że ma pojęcia o tym, co mówi. Nigdy, na żadnym spotkaniu, ani filmie, ani poście nie prezentuje negatywnego przekazu. Zapewnia, że żadnych urzędników nie zwolni, choć tajemnicą poliszynela jest, że stanowiska w mieście są już porozdzielane. Opowiada, o reaktywacji instytucji kultury, organizacji wielkich wydarzeń, wielkim sporcie, o ratowaniu Tarki i poprawie infrastruktury. Farmazony. Oczywiście, miasto nie jest idealne i jest wiele to poprawy i zrobienia, jak w każdym domu, w którym coś się ciągle psuje i wymaga malowania i remontu co kilka lat. Opowiada o marzeniach. Ale zderzmy te marzenia z rzeczywistością – na imprezy kulturalne od lat przychodzi rekordowa liczba odbiorców, infrastruktura drogowa jest jedną z lepszych w regionie a WIELKIEGO sportu, ani nie ma dla kogo robić, ani nie ma gdzie. Schowajmy własne marzenia i ambicje do kieszeni i mówmy o rzeczach realnych. Oczywiście, kandydatowi na prezydenta – zwłaszcza takiemu, co o zarządzaniu miastem wie tyle, ile przeciętny Kowalski o budowie promu kosmicznego – można więcej. Ale nawet popuszczając wodze fantazji warto trzymać się granic.

W myśl jednak zasady, że wyborcę kupuje się marzeniami, Kirker takowe stale roztacza. Bo nie ponosi żadnych konsekwencji. Najwyżej, jakby został prezydentem powie, że czegoś nie zrobi, bo nie miał świadomości, że jest to niemożliwe. I trudno będzie mieć do niego pretensje, bo skąd biedny miał to wiedzieć? W szkole baletowej o finansach publicznych nie uczą.

Nieco inaczej Kirker prezentuje się, kiedy mieszkańców obok nie ma. W jednym z wywiadów na temat aktorstwa i kultury klnie jak szewc, co kładzie się poważną rysą na jego wizerunku grzecznie uczesanego chłopca.

Ludzie od rzucania błotem

Saługa wyciągnął wnioski ze wcześniejszych porażek i już wie, że same pomysły na zmiany i kampania oparta na argumentach nie ma szans w starciu z dokonaniami urzędującego prezydenta. Metamorfoza miasta, która dokonała się za czasów Pawła Silberta, nie tylko broni się sama, ale jest też chętnie pokazywana jako przykład w innych samorządach.

Uknuto więc plan, że Silberta trzeba oczernić. Zniechęcić w oczach mieszkańców, wyśmiać, ośmieszyć. Pokazać go w niekorzystnych sytuacjach, na zdjęciach z wykrzywioną twarzą, jak się denerwuje i bywa – nawet – można odnieść wrażenie, że jest niemiły.

I tu pojawiają się ludzie od czarnej roboty. Niebywali specjaliści w tym zakresie, którzy przez lata szlifowali swoje umiejętności. Prym wiedzie część rodziny Matysików, właściciele lokalnego portalu jaw.pl i lokalnej telewizji. W 2002 roku pomogli Silbertowi dojść do władzy. Pomogli lewicowego Tarabułę odsunąć od władzy. Ale później, kiedy oczekiwali że będą współrządzić miastem, że będą decydować, kogo zatrudniać a kogo zwalniać i najważniejsze – ze strumień urzędowych pieniędzy na ogłoszenia i promocję będzie płynął jak wartki potok Silbert powiedział „dość”. Wyrzucił ich na zbity pysk. I tak skończyła się sympatia, a zapłonęła żywa nienawiść pomiędzy głównymi reprezentantami jaw.pl – Józefem i Franciszkiem Matysikami, Agnieszką Koster-Dutkowską oraz jej mężem Marcinem Dudkowskim, który nim związał się z p. Agnieszką pracował w redakcji „Co Tydzień”, składając gazetę.

Trudno oprzeć się wrażeniu, że cała czwórka stoi dziś za „czarnym PR-em” kierowanym w stronę prezydenta. Franciszek Matysik wycina archiwalne materiały i montuje je tak, aby prezydent wychodził na gbura. Niektóre mają kilkanaście lat. Pieczołowicie zbiera niekorzystne prezydenckie miny, zwroty i gesty, aby później zmontować w jeden film i publicznie go ośmieszać. I podkręcać komentarze, jaki to prezydent chamski, niemiły i arogancki. O ironio, robi to człowiek, który ma się za żarliwego, praktykującego katolika, bogobojnie padającego na kolana przed ołtarzem co niedzielę.

Wojciech Siński,
kandydował na urząd prezydenta Jaworzna z Komitetu Wyborczego Przyjazne Jaworzno

Mówię jako członek partii, że to nie partie polityczne czy jakiś regionalny partyjny baron z tylnego fotela powinni decydować, jak ma działać prezydent. Prezydent ma być niezależny. Nie powinniśmy wracać do tego systemu, gdzie prezydent był zakładnikiem układów wewnątrz Rady Miasta. Prezydent jest wybrany w wyborach powszechnych i bezwzględnie powinien być niezależny.

A pytanie brzmi: czy ktokolwiek z nas, nie miał w życiu sytuacji, w której zaklął, był niemiły, na kogoś wrzasnął? Wszak jesteśmy tylko ludźmi.

Marcin Dudkowski? Niby komentator społecznego życia miasta. Niby niezależny krytyk, a rodzinnie i zawodowo związany z klanem Matysików, żywo zainteresowany tym, aby Platforma Obywatelska doszła w mieście do władzy, co zapewni stały dopływ zleceń dla firmy, gdzie pracuje jego żona.

Obrzucanie Silberta błotem weszło już im tak bardzo w krew, że można odnieść wrażenie, że czują się w tej roli jak ryba w wodzie. Smutne.

Dariusz Kozakiewicz,
startował w wyborach na prezydenta Jaworzna z komitetu Pospolite Ruszenie

Chcieliśmy zmiany, wprowadzenia bezpartyjnego samorządu.

 

Ostatnią, ale ważną postacią grupy rzucającej błotem jest sam poseł Saługa. Ileż to razy już perorował na mieście o nieudolności Silberta, ile razu już zachęcał do zmian, jakże się przy tym emocjonował i wychwalał jednocześnie Kirkera, jako jedynego zbawcę miasta. Takiego rycerza na białym koniu, który może ocalić nas od złego, ale zapomniał przy tym dodać, że rycerz tym był chwilę wcześniej dworskim muzykiem, na koniu siedzi po raz pierwszy, a miecza nigdy nie używał.

Ale co tam, w myśl zasady: wyrzućmy na kogoś furę obornika to na pewno się przyklei, konsekwentnie realizują swoje.

Gdzie rycerze z Platformy?

Wielu zastanawia się, dlaczego Platforma Obywatelska, ugrupowanie, którego politycznym celem jest zagarnięcie Jaworzna, jako kolejnego politycznego łupu, nie wystawiło swojego kandydata? Gdzie są ci politycy, którzy mają wiedzę i doświadczenie, aby stanąć do walki o urząd prezydenta miasta. Dlaczego przeciwko Silbertowi – ekonomiście, wieloletniemu samorządowcowi i wykładowcy akademickiemu – nie wystawiony został ktoś, kto mógłby pochwalić się zbliżonym doświadczeniem? Są takie osoby w Platformie!

Jak się jednak dowiedzieliśmy, żadna z tych osób nie miała ochoty być kozłem ofiarnym. Żadna z tych osób, nie miała ochoty ryzykować przegranej. Bańkowski bał się kolejnego blamażu więc wybrał bezpieczny start w wyborach do Sejmiku Województwa. Mógłby wystartować sam lider Saługa, ale dla niego, ryzyko było największe. Porażka z Silbertem oznaczałaby koniec marzeń o politycznej karierze, marzeń o fotelu marszałka województwa jak i koniec marzeń o przywództwie partii w regionie. A któraś z kobiet? Żadna nie czuła się ani kompetentna, ani rozpoznawalna w mieście, aby choć nawiązać z Silbertem walkę.

Wytypowano więc Kierkera, który nie miał absolutnie nic do stracenia. Wystawiono go, aby się „ograł”, oswoił z ludźmi, tremą, aby zabrał możliwie najlepiej swoją rolę.

Pomogła i Platforma, i rodzina Matysików. Organizacyjnie, logistycznie jak i finansowo. Kampanię rozpoczęto dużo przed ogłoszeniem wyborów, choć sprytnie próbowano ją ukryć w „społeczną akcję Kierkera”, porozmawiajmy o Jaworznie. Nikt nie ma wątpliwości, że było to nielegalne prowadzenie kampanii wyborczej. Sprawą zajmują się już odpowiednie służby.

Podział ról – na dobrego Kirkera i ludzi rzucających błotem – przyniósł połowiczny efekt. Kierker nie przepadł w przedbiegach. Ale pozostaje pytanie, czy 21 kwietnia jaworznianie wybiorą marionetkę, która gra tak, jak mu zagrają, czy człowieka, który żadnej formacji politycznej nie daje się prowadzić za nos?

Różne twarze kandydata | fot. Materiały z profilu facebook.com/KirkerMichal

RED

fot. AI

Zobacz także: