Mniej więcej 100 lat temu leczono “histeryje pokarmowe”, czyli wegetarianizm, niedobory sadła oraz tytułową zgrozę, czyli brak uciechy z tłustej strawy. Ciekawe, jak na kwestię dietetyki spojrzą nasi potomkowie w XXII wieku…

Podobno od czasu, kiedy ograniczono handel w niedzielę, zbankrutowało 1600 małych sklepów. Agresywny marketing sieci handlowych, zachęcających do większych i tańszych zakupów, przynosi żniwo, a po szalonej sobocie w sklepie obsługa marketów jest wykończona, bo ludzie muszą pracować znacznie wydajniej. Ciekawe, że 76 procent badanych jest przeciwnych zakazowi (Węgrzy błyskawicznie wycofali się z podobnego pomysłu), a jednak zakaz jest rozszerzany, oczywiście oprócz sieci z płazem w nazwie. Bo to są placówki pocztowe czy inne kawiarnie, mające nawet małe szyldy reklamujące hot-dogi i kawę. Osobiście nie jestem fanem tego rozwiązania, ale nie wpadam w histerię pokarmową, gdy przychodzi niedziela. Nawet nie zauważam, że coś jest zamknięte, bo kebab i pizzeria zawsze funkcjonują.

Z małymi sklepami oraz minigastronomią to jest fajna historia. Za każdym razem, kiedy otwiera się obiekt handlowy o powierzchni np. 30 metrów kwadratowych, zapowiadane jest WIELKIE otwarcie. Na czym polega ta wielkość, czy ktoś się zastanowił? Czy nowo otwierany lumpeks sprowadzi może Dodę, aby zaśpiewała o używanych gaciach? A na otwarciu pączkarni wystąpi Ewa
Farna, opychając się słodkościami? Na czym ma polegać wielkość? To jedna z tych tajemnic, które postawię na półce obok pytania, gdzie podziały się pieniądze z komunii.

Ale to wszystko nic, bo wydarzyła się tragedia. Mój fryzjer w remoncie. Ostatnim razem, gdy miał nieczynne, a było to ze 3 lata temu, poszedłem do tzw. salonu fryzjerskiego. Tak, ja, z moimi pięcioma włosami, poszedłem na zagęszczanie i trwałą, czyli maszynką “zerówką” wysoko podgolić, a górę “dwunastką”. I łysinę wyszlifować, coby pięknie błyszczała w słonku. Tam, gdzie zazwyczaj chodzę, dziewczyny wiedzą, o co chodzi i załatwiają sprawę w 10 minut i za 15 zł.

Sam bym mógł maszynką się przejechać po baniaku, ale jak ostatnio przyciąłem grzywkę, to pozostało jedynie odpalić analogową golarkę i zgolić resztę na gładko. A teraz zima, to chociaż te resztki bujnej dawniej szopy trzeba zachować, bo coś tam ogrzeje pod kaszkietem. Nie chodzi przecież o urodę, bo ta u mnie nienachalna i raczej radiowa, na afisz się nie pcham i w życiu też raczej ze mnie statysta niż gwiazda.

No, ale do sedna. Poszedłem do tego salonu fryzjerskiego, czy innej galerii fryzur. Odsiedziałem swoje w kolejce, po czym pan fryzjer o kocich, miękkich ruchach zaprosił mnie na fotel. Wyrecytowałem swoją formułkę o długości cięcia, krytycznym wzrokiem rzucił w kierunku miejsca na jarmułkę, zasępił się i zaczął swój taniec z szablami. Edward Nożycoręki to był przy nim toporny amator. Pan fryzjer o imieniu Kubuś (tak się przedstawił przez telefon, który odebrał w trakcie), uparł się, aby z mojej resztki kiedyś bujnych krzaków, wystylizować żywopłot w kształcie delfinka. Albo pudelka czy innego kucyka. Dwoił się i troił, układając każdy włosek z pieczołowitą dokładnością w kierunku wschodnim i próbując rozkminić, czy na południe nie było lepiej. W końcu albo poległ w próbach i zrobił tylko dobrą minę do złej gry, albo faktycznie był zadowolony, w co ciężko uwierzyć. Trwało to blisko godzinę i kosztowało 65 zeta. Powaga. Przyszedłem do domu, wziąłem maszynkę i przejechałem się na łyso. I powiedziałem sobie, że nigdy więcej.

Aby nie powtórzyć błędu, następnym razem zrobiłem rajd po fryzjerach w centrum, znalazłem w końcu jednego, o którym kompletnie zapomniałem. Samo centrum, w korytarzu. Pamiętam szyld
tego zakładu z dzieciństwa, pewnie sprzed 35 lat, nic się nie zmienił. Na szczęście wnętrze już tak, maszynki elektryczne, a nie na korbkę, jest dobrze. Nie trzeba się umawiać 3 lata wcześniej, w kolejce jeden klient. Przez chwilę poczułem się jak niedouk, kiedy ten gość, mniej więcej około 40-letni, dał fryzjerce opis cięcia tak precyzyjny, że miałem wrażenie, iż właśnie usłyszałem opis planu Wilczego Szańca. Pani fryzjerka szybko załatwiła sprawę i zajęła się mną. Profesjonalnie, szybko i za 15 zł. Można? Da się?

A wracając do początkowego wątku, zacytuję dwuwiersz Krzysztofa Kościelskiego “Głodna Królewna”: Onegdaj były wiedźmy i jabłka zatrute. Dziś wykańcza królewny laktoza i gluten.

Tekst: Wojciech P. Knapik

Zobacz także: