Druga część wspomnień z lat 80. I ostatnia, aby nie przynudzać.

Dom był zawalony dziwnymi rzeczami, takimi “bo może to być potrzebne w przyszłości”. Nigdy nie było albo bardzo rzadko. Jakieś stare transformatory, śruby, tony dziadostwa, połamane stare okulary, ale przecież miniśrubki w oprawkach się przydadzą. Uszkodzona taśma magnetofonowa? Nie szkodzi! Sama obudowa też może się przydać. I tak ze wszystkim. Miałem wrażenie, że dom to jedna wielka graciarnia, trend ten był zapoczątkowany przez dziadka, który pamiętając najgorsze lata socjalizmu oraz drugiej wojny światowej, “chomikował” wszystko.

Jeszcze gorzej było z zakupami spożywczymi. W dzisiejszych czasach nikt nie kupuje ilości hurtowych, w tamtych wręcz należało. Galopująca inflacja oraz czas kryzysu, sprawiały, że zakup na przykład 10 kilogramów cukru był normą, bo przecież za chwilę mogło go w sklepie brakować. Nie do pomyślenia!

Z tamtych lat pamiętam szczególnie wieczory spędzane obowiązkowo przy książce. Oparty o piec kaflowy, w zimowe wieczory, zaczytywałem się literaturą młodzieżową autorstwa Zbigniewa Nienackiego czy Edmunda Niziurskiego. Pani bibliotekarka widywała mnie na początku bardzo często, gdyż jedna książka na dobę lub kilka dni to był standard. Często bywałem kompletnie nieprzytomny na pierwszej lekcji, gdy kończyłem książkę bladym świtem. Z czasem pani Joasia, bibliotekarka z oddziału w Starej Hucie, pozwoliła mi wypożyczać po 8, nawet 10 książek, abym miał na dwa tygodnie. I każdego dnia, po przyjściu ze szkoły i zjedzeniu obiadu, chłonąłem literaturę wszelaką, z wypiekami na twarzy.

A później przychodziła sobota. W domu była tylko jedna łazienka, z bojlerem o pojemności prawie 200 litrów, na dodatek nie elektrycznym, tylko opalanym drewnem. W sobotę od popołudnia czuć było zapach palonego drewna, co oznaczało wieczorną kąpiel. Czasem udawało mi się tak wycyrklować swoją kolej, że szedłem do wanny wieczorem, gdy w radiowej Trójce leciała Lista Przebojów Marka Niedźwiedzkiego (nadawana do tej pory nieprzerwanie od roku 1982). Ach!!!! Co to był za czas!!! Wielkie przeboje muzyki krajowej i zagranicznej! W roku 1987 rodzice przebudowali piętro domu i powstała nowoczesna łazienka, z bojlerem elektrycznym i wielką wanną. I już nie było sobót w wannie, bo kąpiel spowszedniała.

Koniec lat 80 przyniósł powiew zmian, potrzebowaliśmy tego jak powietrza. Najpierw ruszyły handlowe wyprawy do Berlina Zachodniego, skąd raczkujący polscy kapitaliści przywozili w przyczepkach, doczepionych do swoich maluchów i dużych fiatów, ogromne ilości towarów, których nie było wcześniej w kraju. Na targach pojawiły się rzeczy, które dziś byłyby uznane za marne jakościowo, ale wtedy liczyło się opakowanie. Pierwsze zetknięcie z podróbkami Nutelli czy też rozpuszczalnym kakao, które miało naśladować czekoladę do picia, były niezapomniane. Czekolady, a raczej wyroby czekoladoniepodobne, cuchnące margaryną, smakowały lepiej, niż nasz legendarny Wedel, bo były w bajecznie kolorowych opakowaniach.

W bogatszych rodzinach pojawiły się też pierwsze telewizory na pilota oraz odtwarzacze video. Wprawdzie największy rozkwit VHS miał nastąpić dopiero na początku lat 90, ale pierwsze filmy, obejrzane w zaciszu domu u “bogatej” koleżanki, robiły wrażenie. Często pojawiały się koszmarne kopie filmów, z okropnym, amatorskim lektorem (od tego czasu mam całkowitą niechęć do oglądania filmów czytanych przez lektora, domyślnie wybieram zawsze napisy). Pojawiły się także pierwsze wypożyczalnie kaset oraz odtwarzaczy,robiliśmy z kolegami zrzutkę i braliśmy taki sprzęt do domu na dobę, w ciągu której oglądaliśmy non stop filmy. Czasem w takim maratonie odtwarzaliśmy i z 10 filmów…

Tak naprawdę moje pokolenie, czterdziestolatków, nie zaznało problemów w tamtych latach. Tęskniliśmy za Zachodem, którego nie znaliśmy, potrzebowaliśmy otwarcia na świat i to w końcu nadeszło. Zawsze będę wspominał tamten czas z perspektywy dzieciaka, który miał świetną rodzinę i mnóstwo przyjaciół. I będę tęsknił do tego, że wszystko, co wtedy się odkrywało i chłonęło, miało wielkie znacznie. Bo teraz to już większość produktów jest made in China. A to oznacza coś zupełnie innego niż 30 lat temu…

Felieton: Wojciech P. Knapik

Zobacz także: