Charytatywny Rajd Koguta, Bieszczadzka Rajza, miejskie dożynki, a może również Złombol i kolejna wyprawa w wysokie góry. Milena Klimczak, traktorzystka z Byczyny, planuje w tym roku kolejne podróże na swoim Ciapulku. Zabytkowym ursusem zwiedziła niejeden zakątek naszego kraju, dojechała nim m.in. nad polskie morze, a w ubiegłym roku, jako pierwsza osoba z Polski, wzięła udział w Mistrzostwach Świata Zabytkowych Traktorów i dotarła swoim pojazdem na najwyższy punkt widokowy w austriackich Alpach. Wjechała na wysokość 2571 m n.p.m. na zbocze Grossglocknera. Jak wspomina, to było wspaniałe przeżycie.

– Wyprawa była bardzo ekstremalna. Wielkie wrażenie robiły na mnie piękne widoki i te wszystkie przepaście, które mijaliśmy. Ale gdy jechałam, to nie miałam nawet chwili zwątpienia. Zmierzałam uparcie do mety, nie rozglądając się na boki – przyznaje Milena Klimczak. – Jestem szczęśliwa, że udało mi się dotrzeć do celu – dodaje.

Jej Ciapulek ma 57 lat. To Ursus C328, wyprodukowany w 1965 roku. Kupił go tata jaworznianki, Jan Klimczak. Jego córka postanowiła dać ciągnikowi drugie życie. To ona była projektantką. Wymyśliła, by ursus zyskał m.in. piękne rzęsy i muszkę. Wykonawcą jej projektu został pan Jan, który wyremontował pojazd.

– Tata jest zagorzałym kolekcjonerem maszyn rolniczych. To również on wspiera mnie we wszystkich moich inicjatywach i towarzyszy mi w moich wyprawach. Jest też moim serwisantem – uśmiecha się pani Milena. – Jechał ze mną również w Alpy, siedział na bocznym siedzeniu Ciapulka – wspomina traktorzystka.

Wyprawa w wysokie góry to niejedyny wyczyn jaworznianki. W ubiegłym roku Milena Klimczak wzięła udział w Rajdzie Koguta. Charytatywna wyprawa zabytkowych pojazdów wystartowała z Oławy, a zakończyła się w Zakopanem. Stamtąd jaworznicka traktorzystka wróciła Ciapulkiem do Jaworzna. Była jedyną kobietą za kółkiem ciągnika.

– To było wręcz niesamowite. Gdy podczas jazdy doszło w Ciapulku do małej awarii, nagle przybiegło do mnie kilku innych uczestników rajdu. Wszyscy chcieli pomóc mi w naprawie – podkreśla.

Jak przyznaje, jazda traktorem wymaga sporej determinacji. Pojazd tego typu jeździ z maksymalną prędkością 25 km/h. Nie ma w nim kabiny, wspomagania, amortyzacji. Dlatego dalekie podróże takim pojazdem muszą zostać bardzo precyzyjnie zaplanowane.

– Wszystko trzeba dokładnie przemyśleć, zanim wyjedzie się na trasę. Jadąc traktorem, nie mogę pozwolić sobie na niezaplanowane, dłuższe przerwy, ponieważ nie nadrobię drogi, przyspieszając – stwierdza pani Milena.

Już od kilku lat jaworznianka bierze też udział w Bieszczadzkich Rajzach. To wspólne wypady właścicieli zabytkowych ciągników po górskich szlakach. W ramach tych wypraw traktorzyści zwiedzają parki krajobrazowe, cerkwie, docierają do miejsc, w których wypalany jest węgiel drzewny.

Milena Klimczak jest też stałą uczestniczką jaworznickich dożynek miejskich. To ona jedzie na czele dożynkowego korowodu. Po jaworznickich ulicach przemieszcza się też na Ciapulku nie tylko od święta. Nieraz udaje się nim… do sklepu.

– Jazda traktorem to coś wyjątkowego. Kierując samochodem czy motocyklem nie jesteśmy w stanie podziwiać otaczającego nas świata. Krajobrazy szybko się zmieniają. Tymczasem, jadąc ciągnikiem, bez problemu można cieszyć się pięknem przyrody, można też pozwolić sobie na przemyślenia, rozmowy z ludźmi – kwituje traktorzystka.

Anna Zielonka-Hałczyńska

Milena Klimczak co roku bierze udział w jaworznickich dożynkach miejskich | fot.Anna Zielonka-Hałczyńska

Zobacz także: