Sztandar to symbol i znak rozpoznawczy nie tylko instytucji, ale też miasta czy oddziału wojskowego. Ma bardzo długą historię, wywodzi się jeszcze z czasów starożytnych. Pełni funkcję reprezentacyjną i jest też symbolem więzi danej społeczności. Dawniej był specjalnie tkany i wyszywany. Dzisiaj tworzony jest komputerowo, a jeszcze pół wieku temu pieczołowicie pracowały nad nim hafciarki, ręcznie, bardzo cierpliwie, wykonując każdy element. Najczęściej parały się tym zakonnice, a z wielkiego kunsztu zasłynęły boromeuszki. W naszym regionie młodych dziewcząt uczono tego trudnego i pracochłonnego fachu w Zgromadzeniu Zakonnym Sióstr Boromeuszek w Piekarach Śląskich.

Stare sztandary – duma i chwała, zapis historii i jej lekcja. Wiele z nich potrzebuje troskliwej i fachowej opieki. Po renowacji otrzymują nowe życie.

Jaworznianka Rosita Werner od 15 lat zajmuje się renowacją sztandarów w Centralnym Muzeum Pożarnictwa w Mysłowicach. Jest absolwentką Technikum Tkactwa Artystycznego im. Heleny Modrzejewskiej w Zakopanem i Wyższej Szkoły Projektowania w Łodzi. To w Zakopanem poznała tajniki tej trudnej sztuki rękodzieła i na Wawelu, gdzie jako pracownik konserwacji odbywała praktyki. Tam właśnie poznała metody renowacji, nabyła umiejętności, jak się obchodzić ze starymi tkaninami. Bo z takimi materiałami ma do czynienia, kiedy odnawia 100-letnie sztandary.

Zanim przystąpi do naprawiania sztandaru, musi dokładnie go przebadać namacalnie, zajrzeć do środka, między rewers a awers, bo może się okazać, że wewnątrz kryje się wiele niespodzianek. Kolejny etap to czyszczenie chemiczne, które może odkryć kolejne zniszczenia. Niejednokrotnie z jednej dziurki robi się kilka, bo zazwyczaj brud dobrze maskuje czy skleja dziury. Oczyszczony sztandar należy zmierzyć i przygotować jego kalkę, a następnie można przejść do wycinania, haftowania, nakładania aplikacji.

Gdy materiał jest bardzo zniszczony, trzeba wtedy zdjąć wszystkie hafty i naszyć je na nowe tło. Muszę z niesamowitą precyzją wyciąć je ze starego tła, zabezpieczyć, aby się nie popruły i naszyć na nowe tło, zgodnie z wzorem na klace. Nie jest to łatwe, zwłaszcza, że naszycie wzoru musi być zgodne z oryginalnym szyciem – opowiedziała Rosita Werner.

Jeśli materiał jest bardzo zniszczony, ale możliwy do uratowania, ceruje się go tak, że nie sposób tego poznać. Pani Rosita robi to metodą dublowania nitek, tworząc tzw. siateczkę nitką w tym samym kolorze, aby dokładnie wtopić się w tło. Jest to czasami kilkumiesięczna praca, żmudna, wymagająca cierpliwości, precyzji, dokładności. Uzupełnianie rozprutych haftów, wzorów też nie należy do łatwego zadania. Każdy ma różny styl haftowania i należy w taki sam sposób pociągnąć nitką. Najtrudniejsze są strukturalnie budowane hafty składające się z kilku warstw naszywanych ręcznie. Budzą zachwyt i niedowierzanie, iż są robione ręcznie.

Bywają i takie sytuacje, że brakuje np. kryształków, musiałam kupować podobne i piłować pilniczkiem, dopasowując je do tych już naszytych. Staram się wszystko naprawić, ale jeśli coś jest niemożliwe do uzupełnienia, zostawiam puste miejsce. Jestem zwolenniczką nieupiększania sztandarów. Pamiętam, że trudno było dostać frędzle metalowe, dlatego zostawiłam puste miejsce – mówi hafciarka.

Do pracowni pani Rosity trafiają różne sztandary – wymagające konserwacji pełnej albo uzupełniającej. Niejednokrotnie były trzymane w nieodpowiednich warunkach – na strychu, w zimnych pomieszczeniach. Zawilgocone lub z nagromadzonymi molami albo innymi szkodnikami. Ale są one przede wszystkim ciekawą kopalnią wiedzy o hafciarkach. Na podstawie rodzaju haftu można na przykład dowiedzieć się, z jakiego regionu pochodziła osoba, która dokonywała renowacji.

Nawet po naciągnięciu nitki jestem w stanie rozpoznać, ile pań szyło sztandar, bo jedna mocniej dociągała, druga luźniej. Ile tajemnic skrywa taki sztandar, nawet nie zdajemy sobie sprawy – wyjaśnia moja rozmówczyni.

Dawniej takie sztandary haftowały panie z danej miejscowości. Musiały wnieść naprawdę wiele wysiłku, aby pięknie wykaligrafować napis. Poza tym robiono je z materiałów dobrej jakości, bo były czymś ważnym. Posiadały symboliczne elementy wyhaftowane na awersie, najczęściej jakieś odznaczenia niosące ducha społeczeństwa, jedności. Dlatego też te ręcznie haftowane są takie niepowtarzalne, wyjątkowe, “mają duszę”. Ktoś, kto je haftował, włożył w nie wielotygodniową pracę, serce.

Pani Rosita podjęła się m.in. renowacji sztandaru Związku Powstańców Śląskich Grupy Jaworzno, pracowała nad nim prawie rok, ale efekt jest zachwycający. Chociaż jest to żmudna i trudna praca, lubi te wyzwania, niespodzianki, które odkrywa przy każdym sztandarze. Jak twierdzi – najtrudniejsze wyzwanie ciągle jeszcze jest przed nią. W muzeum znajduje się około 50 sztandarów, które czekają na naprawienie.

Z każdym kolejnym, odnowionym sztandarem czegoś nowego się uczę – mówi Rosita Werner. A jakie tajemnice skrywają najstarsze jaworznickie sztandary? W kolejnym wydaniu “Pulsu Jaworzna” przedstawimy historię kilku z nich.

Tekst: Ewa Szpak

Zobacz także: