Wieczory ze stand-upem zadomowiły się w klubie Relaks. Ten szybko rozwijający się rodzaj komedii, oparty na minimalistycznych środkach (występuje komik, który przez kilkadziesiąt minut opowiada różne zabawne historie) przyciąga coraz więcej widzów. W minioną sobotę gościliśmy w Jaworznie dwóch popularnych artystów: Michała Leję i Michała Kutka.


Zajmujecie się czymś, co odbiega od waszych fachów?

Michał Kutek: Jestem adwokatem. Żeby było ciekawiej, wcale nie taka to odległa profesja, jakby się wydawało. Na początku swoje występy trochę ćwiczyłem na mowach końcowych. Może nie było to zabawne, ale na pewno uczyło, jak dojść do puenty.

Ale już nie pracujesz w palestrze?

MK: Nie i sądzę, że nie powinienem. Nie byłbym poważnie postrzegany po tym, jak wychodzę na scenę i opowiadam żarty o seksie czy o goleniu pleców. Kto by chciał takiego adwokata?

Michał Leja: A ja pracuję trochę w zawodzie, bo jestem z wykształcenia dziennikarzem. Prowadzę swój program na kanale YouTube, to połączenie klasycznego talk show ze stand-upem.

Opowiecie jakąś historię, może coś z fatalnym występem w tle?

ML: Niedawno na występie miałem pijanego jak sądziłem kolesia. Cały czas coś bełkotliwie wykrzykiwał, a ponieważ uwielbiam integrację z publiką, pozwoliłem sobie na niewybredne żarty pod jego adresem. To normalne na takich imprezach. Po występie koleś podszedł do mnie i tym samym bełkotliwym głosem poinformował mnie, że jest chory na stwardnienie rozsiane i tak po prostu mówi, ale skąd miałem to wiedzieć?

MK: Ja miałem występ przed publiką nie dość, że totalnie pijaną, to jeszcze jako przerywnik między zespołami disco polo. To zdecydowanie inna publika, niż przychodzi na normalne, biletowane występy. Okazało się, że jestem supportem Czadomana, obecnie gwiazdy gatunku, publika była zniecierpliwiona oczekiwaniem i nie przyjęła mnie ciepło. Ktoś krzyknął: “Sp…, to co mówisz, jest żenujące!” Ucieszyłem się wtedy, że to nie ja jestem żenujący, lecz tylko to, co mówię, widz oddzielił wyraźnie twórczość i artystę. Kulturalnie więc odpowiedziałem: “Dobrze, ale za chwilę”.

Czy bycie standuperem jest dochodowe? Da się z tego żyć?

ML: Kilka lat trwa, zanim komik zaczyna zarabiać. W tym czasie musi mocno pracować nad swoimi żartami oraz rozpoznawalnością. Po tym okresie już jest nieźle, ja na przykład tylko z tego się utrzymuję i nie narzekam.

MK: Przybywa komików i publiczności. Największe imprezy tego typu potrafią zebrać i 8-9 tys. widzów, tak jak gala w katowickim Spodku. Jednak przeciętna ilość widzów to 200-300, ale dla takich sal dobrze się gra. Kilka lat temu ciężko było wypełnić klub, a teraz w moim rodzinnym Poznaniu odbywają się na przykład trzy imprezy równolegle i na każdej jest mnóstwo osób.

Gatunek dorabia się własnej publiki, która zmęczona jest kabaretem?

MK: Kiedyś tak było, że przychodziły na występy osoby, które wiedziały, jakiej formy komedii można oczekiwać po występie. W chwili obecnej przychodzi dużo osób, które nie znają tego i oczekują “innego kabaretu”. Czasem dochodzi do rozczarowania występem, bo nie ma krótkich skeczy i odgrywania ról, jak w teatrzyku. Oczekują Mariolki albo geja przebranego za księdza, wtedy my nie możemy takiemu widzowi zaoferować wiele. W końcu sprzedajemy się takimi, jakimi jesteśmy, w ciuchach, w jakich spotkasz nas w sklepie albo w knajpie.

ML: Z drugiej strony nie możemy prowadzić selekcji widzów, bo chcemy dotrzeć do jak najszerszej publiczności. To byłby swoisty komediowy rasizm, do którego nie chcemy dopuszczać. A czy są tematy, z których byście nie zażartowali?

ML: Nie ma takich rzeczy. Jedyna granica: nie poruszam tematu, z którego nie potrafię zrobić dobrego żartu. Przykładem jest Smoleńsk. Uważam, że na każdy temat można pisać żarty, ale muszą być dobre, żeby mogły się obronić.

A jak czujecie się w roastach? Ta popularna ostatnio forma jest dość kontrowersyjna, w końcu trzeba znosić dziesiątki przytyków pod swoim adresem.

ML: Bardzo lubię, bawi mnie to setnie. Najgorsze jednak jest uczucie wtedy, gdy ktoś mówi o tobie w złośliwy sposób i jest to prawda. Coś, czego nie chcesz, aby o tobie wypłynęło na forum publicznym, a ktoś to zauważa.

MK: Ostatnio przeżyłem duży roast, który miał być imprezą Sebastiana Rejenta, a okazał się moim roastem. O ile jeszcze obrywało się mojej byłej dziewczynie, to mnie to nie ruszało, powiem więcej: należało jej się! Natomiast w pewnym momencie pod moim adresem padło tyle słów, że w momencie, gdy przyszła moja kolej przed mikrofonem, to musiałem im wszystkim oddać z nawiązką. Mam nadzieję że podołałem!

Czego życzyć komikowi przed występem?

ML, MK: Zdrowia

No to zdrowia, szczęścia, pomyślności i zrozumienia przez publikę żartów.

Rozmawiał: Wojciech P. Knapik

Zobacz także: