Zespół Baciary był gwiazdą wieczoru podczas dwudniowego Święta Rodziny, dając energetyczny, z góralskim przytupem koncert. Zespół powstał w 2002 r. na Podhalu, założony przez Andrzeja i Janusza Body. Od ponad 17 lat istnieje na rynku muzycznym, zyskał też sławę poza granicami kraju dzięki nowoczesnemu podejściu do grania popularnych melodii, czasami dawno zapomnianych, a śpiewanych przez naszych rodziców czy dziadków. Specjalnie dla Czytelników “Pulsu Jaworzna” wokalista i gitarzysta Janusz Body opowiadał o historii zespołu, o tym, dlaczego muzycy są kawalerami i dlaczego śpiewają taki właśnie repertuar.

Istniejecie na rynku muzycznym od 2002 roku. Co się zmieniło w zespole w ciągu tych kilkunastu lat?

Skład bardzo się zmieniał, jedni odchodzili, inni dochodzili do zespołu. A to któryś z chłopaków się ożenił, później baba mu nie dała z nami jeździć. Trzeba było wymienić skrzypka, potem perkusistę. Jeden otworzył restaurację, musiał pilnować swojego biznesu i nie dał rady z nami grać. Ale ten obecny skład trwa od 8 lat.

Bardzo dużo koncertujecie, co na to wasze żony?

Mamy kalendarz zapełniony do końca roku, czasami wypadają po dwa koncerty dziennie. Nie ma się o co jednak martwić, bo wszyscy jesteśmy kawalerami. Naprawdę. Co pojedziemy na jakiś koncert, to nam wszystkie dziewczyny się podobają. Koncertujemy też za granicą. Chociaż ci z zagranicy późno dzwonią, chcą koncert na już, a my mamy rezerwacje z rocznym wyprzedzeniem.

A jak was odbierają za granicą?

Głównie gramy dla Polonii. Polacy tam mieszkający od lat tęsknią za polską muzyką i to oni bywają na koncertach. Jest to miłe dla nas, śpiewają z nami, widać, że są zadowoleni. Staramy się dotrzeć do wszystkich, bo gramy różne utwory, nie tylko przyśpiewki, więc na nasze koncerty przychodzą też rodzimi mieszkańcy. Tam też mają piosenki ludowe i czasami na koncertach przyśpiewują po swojemu.

Czy wasz repertuar opiera się głównie na przekładach znanych ludowych piosenek?

Nie tylko, mamy też piosenki popowe. Ale ludowe pieśni lubimy i w tym się dobrze czujemy. To, co śpiewamy, to są znane piosenki, ale nasze aranżacje. Mamy swoje wstawki, jakieś solówki, chociaż te kawałki są popularne, my czujemy jakby były nasze, bo je gramy po swojemu. I co najważniejsze, jeśli nawet to jest popularna piosenka, my ją śpiewamy gwarą.

I dokładnie wszystko przekładacie na gwarę?

No, staramy się dużo śpiewać gwarą, chociaż nieraz brzmi to inaczej. Dla nas jest łatwiej, bo to nasz język. Czasami zdarza mi się zapomnieć i coś wtrącić po góralsku, i dlatego nieraz to słychać jakbym seplenił. Ponieważ nie wszystko ludzie rozumieją, niekiedy śpiewamy poprawną polszczyzną.

Wasz przepis na sukces?

Chcemy jak najbardziej zadowolić każdego słuchacza swoją muzyką. Dlatego śpiewamy dla wszystkich i wybieramy różny repertuar. Jak trzeba, to zaśpiewamy i muzykę mocniejszą. Tak było kiedyś, gdy koncertowaliśmy z zespołem Mr. Pollack z Mielca. Razem graliśmy muzykę rockową, nawet fajnie nam się koncertowało, chcieliśmy wtedy iść w tym kierunku, ale ciężko nam było śpiewać gwarą takiego mocnego rocka.

Rozmawiała: Ewa Szpak

Zobacz także: