Jaworzniccy chłopi świetnie radzili sobie w sporach różnej maści, ze starostą, z dzierżawcą czy między sobą. Świadczy o tym wiele dokumentów sądowych z udziałem mieszkańców Jaworzna i okolicznych wsi.
Jak chłopi walczyli o swoje, napisała m.in. Maria Leś-Runicka w książce pt. „Historia Jaworzna do 1795 roku”. – Mieszkańcy naszej okolicy korzystali z ochrony prawnej, jaką formalnie zapewniali im właściciele gruntowi, biskup krakowski i polski monarcha. Przez wiele stuleci nauczyli się korzystać ze swoich uprawnień i bardzo często byli stroną zwycięską – zaznacza Maria Leś-Runicka. – Przebieg procesu był taki sam we wszystkich przypadkach: chłopi stawali osobiście przed sądem biskupa w Krakowie albo w czasie bytności biskupa w Sławkowie, kiedy ten odbywał sądy dla ludności zamieszkałej w jego dobrach. Sprawę przedstawiali ustnie, relację spisywał urzędnik kancelarii, po czym następowało rozstrzygnięcie – opisuje.
Jak dodaje, w miarę upływu czasu jaworznianie i mieszkańcy okolicznych wsi stawali się coraz bieglejsi w prowadzeniu spraw sądowych, dobrze znali swoje uprawnienia i umiejętnie stawiali odpowiednie argumenty.
Chronili przywileju
Chłopi występowali przed sądem grupowo lub indywidualnie. – Najstarszym przykładem jest przywilej króla Zygmunta Starego z 23 sierpnia 1535 roku, wydany dla mieszkańców Szczakowej i Ciężkowic. Dokument powstał w wyniku skargi złożonej przez mieszkańców na starostę będzińskiego, który zdaniem chłopów ustanowił niewłaściwy wymiar pańszczyzny – opisuje Maria Leś-Runicka. – Król Zygmunt Stary, rozstrzygając ten spór, przyznał rację swoim poddanym i ustalił wymiar pańszczyzny na jeden dzień w tygodniu od łana. Przywilej ten, w wyniku interwencji wiejskich gromad, został potwierdzony przez króla Michała Korybuta Wiśniowieckiego w 1669 oraz króla Augusta II w 1697 roku – zaznacza.
Co ważne, chłopi pilnowali przestrzegania swojego przywileju aż do początku XIX wieku, gdy zniesiono obowiązek pańszczyźniany. Mieli nawet odpowiednie dokumenty – uwierzytelniony odpis z archiwum koronnego w Warszawie z 1829 roku.
Inny spór dotyczył krzywdzącego, zdaniem mieszkańców Jaworzna, zachowania podstarościego Borzyńskiego. Jaworzniccy chłopi jesienią 1550 roku poskarżyli się w Krakowie na jego wyczyny. Podstarości chciał zająć chłopskie bydło i nierogaciznę na poczet zaległych opłat. Doszło do awantury, podczas której ciężko ranne zostały dwie osoby, a kilka innych odniosło mniejsze obrażenia.
Wtedy mieszkańcy posłużyli się szantażem.
– Chłopi zagrozili, że jeśli nie będą chronieni przed tego rodzaju działaniami, w komplecie opuszczą wieś. Zanim władze kościelne podjęły jakiekolwiek kroki, starosta sławkowski, kasztelan Żeleński, osadził skarżących się w krakowskiej wieży. Spowodowało to zaognienie konfliktu, chłopi zażądali zmiany na stanowisku starosty i zdecydowani byli opuścić Jaworzno. Kiedy z okazji spławu drewna przebywali w Krakowie, poskarżyli się w krakowskiej kapitule na niewłaściwe traktowanie ze strony zarządcy sławkowskiego klucza dóbr biskupa krakowskiego. Zachowane dokumenty nie mówią, jak ten konflikt został rozwiązany, prawdopodobnie doszło jednak do spełnienia żądań protestujących, ponieważ wieś nie została wyludniona – opowiada dalej jaworznicka historyczka. – Władze kościelne załagodziły spór, wysyłając w styczniu 1551 roku do Jaworzna księdza Stanisława Wolskiego z poleceniem, aby obchodził się z poddanymi „po ojcowsku” – dodaje.
Przykładów tego typu jest jeszcze więcej. Wśród nich są m.in. skarga mieszkańców Długoszyna w 1629 roku na dzierżawcę Jana Pełczyńskiego, który robił szkody na chłopskich polach, gdy polował. Długoszyńscy chłopi wykazywali się też czujnością wtedy, gdy kolejni dzierżawcy, w tym Krzysztof Gruszczyński, Aleksander Gruszczyński, Jan Pinocci i Stanisław Brodecki, uchylali się od płacenia podatków. Chłopi informowali o tym fakcie biskupa krakowskiego, do którego należała część jaworznickich ziem.
Jak opisuje Maria Leś-Runicka, chłopi walczyli o swoje prawa nie tylko grupowo, ale też w pojedynkę. – Interesującym przykładem jest sprawa z Jelenia z 1634 roku. Dzierżawca Jacek Dalewski odmawiał prawa własności ziemi Adamowi Palce oraz karczmy Jakubowi Palce. Przed sądem biskupim okazało się, że wspomniani wyżej Palkowie byli dziedzicami Marcina Palki, który odpowiedni przywilej uzyskał w 1578 roku od biskupa krakowskiego Piotra Myszkowskiego. Sytuacja prawna była jednoznaczna i szlachcic Jacek Dalewski, pomimo swego uprzywilejowanego stanowiska, nie wygrał sprawy przed biskupim sądem. Orzeczenie sądu było korzystne dla chłopskich petentów, a roszczenia dzierżawcy zostały w całości oddalone – informuje historyczka.
Chłopi stawali przed sądem biskupim również w sprawach dotyczących rozstrzygnięcia sporów między sobą, np. w zakresie granic pól uprawnych. Nie brakowało też jednak spraw osobistych, np. w 1650 roku w Jeleniu doszło do sporu o ustalenie ważności chłopskiego małżeństwa Marcina i Jadwigi Łabutków. Innym przykładem jest śledztwo w sprawie Wojciecha Gruszczyńskiego, dzierżawcy z Byczyny, któremu zarzucano konkubinat i nieobyczajne życie osobiste.
Spór z dzierżawcą
Znajomość zagadnień prawnych przydała się też miejscowej ludności pod koniec XVIII wieku, gdy jaworznickie ziemie nie były już biskupią własnością, ale zostały włączone do dóbr państwowych. W 1793 roku, gdy Jaworzno i Byczynę dzierżawił Aleksander Romiszowski, odbyła się tam rutynowa kontrola komisji królewskiej. Nie przebiegła ona jednak pomyślnie dla dzierżawcy, ponieważ jaworznianie i byczynianie złożyli na niego skargę u komisarzy. Wykazali bowiem, że Romiszowski łamie ustalenia umowy dzierżawczej. Zgłosili przeciw niemu aż 14 zarzutów. Większość z nich komisja uznała za zasadne, ponieważ czyny dzierżawcy zarówno krzywdziły chłopów, jak i szkodziły interesom skarbu państwa. A chodziło o to, że Romiszowski obligował mieszkańców do odrabiania pańszczyzny nie tylko w Jaworznie i Byczynie, ale także w swojej dziedzicznej wsi, czyli w Bolesławiu. Na dodatek dzierżawca zmuszał też jaworznian i byczynian do odrabiania obowiązku pańszczyźnianego nie na roli, ale w kopalni w Jaworznie, którą po Franciszku Kownackim przejął właśnie Aleksander Romiszowski. Do pracy w zakładzie dzierżawca posyłał miejscowych chłopów. Mieszkańcy musieli też górniczy urobek transportować do Krakowa, Sławkowa i Bolesławia.
W 1793 roku królewska komisja przyznała skarżącym rację. – Komisarze królewscy musieli uznać taki sposób wykorzystania chłopów za niezgodny z umową dzierżawną oraz szkodliwy dla interesów skarbu państwa, a to w konsekwencji oznaczało uznanie chłopskich roszczeń. Rozstrzygnięcie komisji było jednoznaczne: pańszczyzna zrealizowana poza terenem ekonomii jaworznickiej była nielegalna i jako zadośćuczynienie wyliczono ryczałtową kwotę pieniężną – opisuje Maria Leś-Runicka.
Okazało się też, że dzierżawca prowadził wydobycie nielegalnie, nie płacąc za nie żadnych podatków. Nie został ukarany tylko dlatego, że w 1795 roku Jaworzno znalazło się w zaborze austriackim, a dzierżawca w tym samym roku zmarł. Natomiast jego kopalnia przeszła w posiadanie austriackiego skarbu państwa. Zakład został nazwany na cześć Fryderyka Augusta, księcia dynastii Wettinów.
Anna Zielonka-Hałczyńska
Kopalnia Fryderyk August została założona jeszcze przed trzecim rozbiorem Polski. Prowadził ją m.in. Aleksander Romiszowski, czyli dzierżawca, na którego poskarżyli się chłopi | fot. Zbiory Muzeum Miasta Jaworzna