Gdy zdawałem na prawo jazdy, przejechałem po prostej maluchem, jakieś 100 metrów i dostałem uprawnienia. Dziś to brzmi jak opowieść fantasy.

Często pastwię się nad młodymi kierowcami. Sam zrobiłem prawo jazdy w wieku lat 17, kiedy na naszych drogach królowały maluchy oraz syreny. Nie było gdzie i czym poszaleć, bo stan dróg był tak koszmarny jak w Sosnowcu (i nie piszę tym razem złośliwie, tylko jeżdżąc po Śląsku i Zagłębiu, oceniam tamtejsze drogi jako jedne z najgorszych). Samochód nie sprzyjał szaleństwu, bo jak mojemu trabantowi dałem dobrze “po gazie”, to dalej stał w miejscu, a dym z wydechu leciał tak gęsty, że ekologowie we Francji nawet reagowali protestem międzynarodowym. Dziś sprawa jest prosta. Za 2-3 tys. zł można kupić samochód do jazdy a za 10-15 tys. całkiem niezłą brykę, z mocnym silnikiem. Młodość musi się wyszumieć, ale fajnie, jak jest też rozsądna.

Krytykowałem niedawno koleżkę, który jeździ w miejscu, gdzie jest ograniczenie do 30 z prędkościami 3-4 razy większymi i przy okazji wygłaszając sentencje w stylu: “Jeżdżę szybko, ale bezpiecznie”. Nie będę wracał do tego przypadku klinicznego, bo dziś o drugiej stronie medalu – rozsądni młodzi ludzie, którzy chcą przede wszystkim jeździć bezpiecznie.

Kilka lat temu mój bliski przyjaciel zrobił prawko, kupił też od razu samochód. Na początku starał się jeździć jak najbardziej uważnie, aby nabrać doświadczenia. Dobrze mu szło, tym bardziej, że dostał samochód służbowy i codzienną trasę do pokonania, co rzuciło go na głęboką wodę. I tak po roku był już wytrawnym kierowcą, który miał za sobą tysiące kilometrów, a jednak dalej nie szalał.

Mam w najbliższym środowisku młodych ludzi, którzy wykazują się podobnym rozsądkiem. Mój syn, też świeżo upieczony kierowca, jeździ bardzo uważnie. Czasem nawet tym wkurza, ale gdy coś mu powiem, zaraz mnie strofuje, że chce jeździć zgodnie z przepisami i moje argumenty natychmiast padają. Gdzie jest więc problem, bo młodzi mają z roku na rok coraz bardziej pod górkę z prawem jazdy, a jak wszystkim wiadomo, po zdaniu prawka jeszcze daleka droga do bycia dobrym kierowcą. Liczy się obycie drogowe i doświadczenie.

Dzisiejszy felieton został zainspirowany wpisem mojego kolegi, Mateusza, który jest instruktorem nauki jazdy. Zacytuję, jako fachową osobę:

Ludzie! Co tu się dzieje? Jako wieloletni fan motoryzacji, obserwator i uczestnik samochodowego życia w naszym kraju postanowiłem się wypowiedzieć. Dzieje się coraz gorzej!

Od początku: młody człowiek po wielu egzaminach zdobywa upragnione prawko. Za pieniądze z osiemnastki kupuje 17-letniego golfa lub inne 4 kółka. Następnie idzie do ubezpieczalni i musi zapłacić 3-krotną wartość swojego pojazdu. Potem między 4 a 8 miesiącem od egzaminu musi wybulić 300 zł za “kurs” na płycie poślizgowej. Uwaga! Godzinny! Szaleństwo! Szczerze, więcej człowiek się nauczy, upalając golfa na Sosinie po śniegu (zjawisko znane do dnia dzisiejszego, gdy spadnie świeży śnieg). Godzinny kurs na płycie bardziej wystraszy młodego kierowcę, niż nauczy go odpowiednio reagować na brak przyczepności.

Idźmy dalej.

Gdzie młody fan motoryzacji, typowy Seba, może nauczyć się dobrze jeździć, a przy tym wyszaleć? Oczywiście na KJS-ach, pojeżdżawkach, amatorskich rajdach,wyścigach itd.
I tu ubezpieczyciele szykują nowinę. Przejrzą nam facebooka i zobaczą, że w bezpiecznych warunkach, na zamkniętych drogach i torach (których coraz mniej), uczymy się panowania nad pojazdem. I co?! Każą nam zapłacić jeszcze kilka tysięcy złotych za użytkowanie pojazdu w niebezpiecznych warunkach. Czyli państwo i ubezpieczyciele coraz bardziej ograniczają dostęp młodym ludziom do szeroko pojętej edukacji motoryzacyjnej.

Moim zdaniem ograniczenia nie wpłyną pozytywnie na bezpieczeństwo ruchu i udział młodych kierowców w wypadkach. Nie wspomnę już o tym, że nie możemy w Polsce czasowo wyrejestrować pojazdu, co generuje pośrednio kolejne koszty. Podsumowując: OC w górę!

Młodzi nie jeździć! Wyjedźcie, jak będziecie 50+. CEPiK = bajzel. Dowalcie nam jeszcze abonament RTV do podatku paliwowego. Hasztag dobrazmiana. Prywatnie? Wkrótce chyba PKM…

I co Wy na to? Czy nie jest tak, że to tylko sztuczne nabijanie kosztów?

Felieton: Wojciech P.Knapik

Zobacz także: