Rozmawiałem niedawno z pewną popularną, zwłaszcza w konserwatywnych środowiskach, dziennikarką.

Trochę poutyskiwaliśmy na poziom debaty publicznej. Tyle, że to, na co mogłem narzekać z punktu widzenia jaworznianina, interesującego się w głównej mierze swoim własnym podwórkiem, wydawało się dziecinną igraszką w porównaniu z tym, co pani redaktor może doświadczyć u źródła, w stolicy samej.

Tam już od dawna idzie na noże, nie ma żadnych świętości. Dostaje się nie tylko tym, w których wycelowany jest cały ten, od lat rozwijany, przemysł pogardy, ale też ich bliskim, całym rodzinom. Nie lubię tego stwierdzenia, zawsze sądziłem, że “przemysł pogardy” brzmi jakoś tak przesadnie. Nie uważam też, że słowa mogą tak naprawdę zranić człowieka. Mogą sprawić dużą przykrość, ale nie wyrządzają fizycznej krzywdy.

Tym niemniej nie widzę żadnego usprawiedliwienia dla tych, którzy chcą innym sprawić przykrość. Sądzę, że słowne pastwienie się nad innymi jest po pierwsze próbą ukrycia galopujących kompleksów, a po wtóre objawem postępujących skłonności sadystycznych. Jest to o tyle niebezpieczne, że kiedy okaże się, że taki zakompleksiony gamoń nie odnosi specjalnych sukcesów samym tylko obrażaniem, może zechcieć spróbować innych metod. Bardziej bezpośrednich.

Niedawno taki gamoń, który nie potrafił najwyraźniej odnaleźć się w cywilizowanej dyskusji, zniszczył tablice na jaworznickich rondach rotmistrza Witolda Pileckiego oraz Marii i Lecha Kaczyńskich. A wczoraj jakiś frustrat zdzielił za miedzą działacza PiS w twarz i… zwiał, jak mężczyzna. Chwilę później przeczytałem komentarz, że działacz sam jest sobie winny, bo przecież to jego partia dzieli Polaków. Nawet jeśli w tym twierdzeniu o dzieleniu byłoby ziarno prawdy, to jest to podobny sposób myślenia do tego, że kobieta w zbyt krótkiej sukience winna jest tego, że została zgwałcona.

To dokładnie ten upośledzony typ rozumowania. Za to, jeśli będzie mi dane znowu rozmawiać z panią redaktor, na pewno się pochwalę, że u nas poziom debaty już jest niemal taki, jak w stolicy. Brawo!

Felieton: Dawid Litka

Zobacz także: