Rok 1886. Alternatywna rzeczywistość. Burza śnieżna spowodowała nieodwracalne szkody, wskutek czego ludzie zaczęli głodować i masowo migrować na południe, gdzie znaleźli tylko chaos, głód i śmierć. Na bogatej w zasoby północy zaczęto budować generatory, wokół których powstawały miasta ostatnich ocalałych, lecz burza lodowa pochłonęła wszystko na swej drodze. Teraz garstka ludzi, której udało się przekroczyć zamarznięte morze dotarła na miejsce wygaszonego generatora. Rozpoczęła się budowa Nowego Londynu – miasta, które musi przetrwać.

Tak właśnie prezentuje się ogólny zarys fabularny jednego z hitów kampanii crowdfundingowych: Frostpunk – gry autorstwa Adama Kwapińskiego, która ukazała się pod szyldem Glass Cannon Unplugged. Frostpunk swoją premierę miał końcem lutego bieżącego roku, natomiast sama kampania zakończyła się końcem października 2020 roku. Projekt wsparło prawie 19 tysięcy graczy, którzy na ten cel przeznaczyli niecałe 2,5 mln funtów. Obecnie gra już dawno dotarła do wspierających, a ci, którzy nie załapali się na swój egzemplarz – dzięki wydawnictwu Rebel – mogą zakupić wersję podstawową wraz z kilkoma dodatkami, w tym m.in. miniaturkami budynków czy realistycznymi surowcami. Mały problem pojawił się jednak chwilę później.

Przeglądając fora i kanały planszówkowe, często napotykam negatywne opinie, odnoszące się do oryginalnego insertu Frostpunka. Głównymi zarzutami są m.in. brak miejsca na komponenty z dodatków Pionierzy oraz realistycznych surowców. Problemem była również przestrzeń, do której wrzucało się luzem kafle terenu wraz z ramką oraz wymieszane żetony budynków. Aby wszystko pomieścić, niektórzy gracze tworzyli swoje własne inserty w pudełkach po dodatkach. Jak to wyglądało u mnie? Wychodzi na to, że jestem dobry w „tetrisa”, ponieważ zarówno elementy z gry podstawowej, jak i dwóch wspomnianych wyżej dodatków, bez problemu mieściły się w oryginalnym insercie. Niemniej największym problemem był czas, jaki trzeba było poświęcić przy rozkładaniu gry – nie wspominając o jej chowaniu, tak aby wieko ładnie się domknęło. Na szczęście nie trzeba było długo czekać na insert od ekipy z reDrewno.

Piętnaście plansz z HDFu, trzy płytki z pleksi oraz instrukcja – tak prezentuje się zestaw, zawierający insert do Frostpunky od reDrewno. Insert, który w domyśle ma pomieścić elementy z gry podstawowej, dodatku Pionierzy oraz realistyczne surowce. Należy jedynie pamiętać o usunięciu zdublowanych elementów, oprócz kosteczek węgla, które mają swoje miejsce w insercie. Na wspomniane 15 plansz składa się 141 elementów, które ostatecznie dają piętnaście pojemników, w tym trzy zamykane za pomocą płytek z pleksi. Czas, jaki poświęciłem na klejenie wszystkich elementów to niecałe dwie godziny, lecz dzięki temu, że każdy pojemnik jest inny, to zleciało znacznie szybciej – w przeciwieństwie do insertu do gry Scythe, gdzie klejenie siódmy raz identycznego pojemnika, w moim wyobrażeniu, trwało niemiłosiernie długo. Samo klejenie odbyło się bez większych problemów, jedynie przy większych pojemnikach musiałem poświęcić więcej czasu na dociskanie poszczególnych elementów, aby klej dobrze związał je ze sobą.

Insert prezentuje się nadzwyczajnie, i jeszcze nigdy nie poszło mi tak łatwo z właściwym posegregowaniem wszystkich elementów, a to za sprawą wypalonych w pojemnikach grafik. Ponadto na pojemnikach przeznaczonych na karty znajdziemy wygrawerowane rodzaje kart, na pojemniku na płytki terenu – rodzaje płytek, a już najważniejszym dla mnie elementem były wygrawerowane nazwy budynków na pojemnikach na kafle budynków. To właśnie te dwa pojemniki najbardziej przyśpieszają rozkładanie gry – oryginalny insert posiada przedziałki pomagające posegregować karty.

Ułożenie insertu w pudełku jest intuicyjne, należy jedynie pamiętać, aby poszczególne pojemniki stanowiły pokrywkę dla tych „otwartych” – na wierzch idą oczywiście zamykane pojemniki oraz planszetki wraz z instrukcją. Wieko pudełka domyka się całkowicie, a elementy nie rozsypują się, zarówno podczas transportu, jak i przy trzymaniu gry w pionie na półce. Wiadomo, że waga gry trochę skoczyła w górę, ale ma się to nijak do zaoszczędzonego czasu przy rozkładaniu i składaniu gry – czasu, który można przeznaczyć na rozgrywkę w kolejny tytuł.

Artykuł powstał we współpracy z reDrewno.

Radosław Kałuża
HarcMepel

Zobacz także: