W tym roku nie wygrałem w Lotto, chociaż wygranej już bliżej nie będę, nie zrobiłem też wielu innych rzeczy, które chciałem. Ale schudłem 20 kilo i to jest na pewno sukces.

Korpowigilie trwają w najlepsze, niczym w piosence Piotra Bukartyka, w której stwierdził, że: “o tym, gdzie dzisiaj kto usiądzie, przegłosowano na zarządzie, aby się nie pomylił nikt”. I w sklepach festiwal wściekłości, a najczęściej padającym słowem jest oczywiście “nawzajem”.

Już w ubiegły poniedziałek zrobiłem błąd, wchodząc do Lidla z rana. Głupi ja, zapomniałem, że poniedziałkowy desant emerycki wpadł po karpia, dostałem więc ze trzy razy wózkiem po kostkach u nóg i słów przepraszam jakoś nikt nie użył. Ale karp zdobyty, promocyjny, już zabity i to metodą zatwierdzoną przez wszelkie akcje humanitarne.

Przetoczyła się w tym roku batalia o zabicie karpia. Panie lamentowały, że w niektórych sklepach wykwalifikowana pani Halina robi taniec z szablami, po którym urzyna łeb karpiowi i nikt nie musi w domu się martwić, jak dziada ukatrupić. Problemem nie było zabijanie, ale że zostało to robione na oczach dzieci. No bo przecież w moim pokoleniu było normalne, że ojciec brał młot, walił rybę w łeb i kwadrans później karpiowaty wesoło podskakiwał na przetłuszczonej patelni i nikogo to nie raziło, nie zostałem przez to zwyrodnialcem, który lubi sadystyczne zabawy na zwierzętach. Wręcz przeciwnie, sam bym gadziny nie skrzywdził. Są ludzie, którzy nie mają z tym problemu i chętnie zajmują się zawodem rzeźnika, ja pomijam w rozważaniach nad kotletem ten aspekt, nie wdając się w dywagacje, tylko kąsając kotleta z dziką przyjemnością. Co poradzę, tak już jest.

Zapewne drugim aspektem znieczulicy wobec karpia jest to, że karp nie krzyknie, nie kwiknie i nie popatrzy oczami godnymi kota ze “Shreka”. Pomacha co najwyżej nerwowo pletwą na pożegnanie i pogodzony ze swoim losem sam rzuci się w kierunku kuchni. I myślę, że już wszystkim nieco odbija. Tym bardziej, że obrońcami karpia są także osoby publiczne, które wspierają dostęp do aborcji. Coś tu się chyba nie poukładało… Sprawa jest drażliwa, więc się nie tykam. Szkoda życia, święta przed nami, trzeba być miłym itd. Znajomym się właśnie syn urodził, pierworodny, Aniu, Tomku, gratuluję jeszcze raz. No i było tak, że zostałem zaproszony na świętowanie przez szczęśliwego tatę, a w końcu jego wkład był kluczowy to i świętowanie obowiązkowe. Poszedłem do sklepu wybrać jakiś zestaw drobiazgów dla malca, a pamiętając z własnego, ojcowskiego doświadczenia od razu skierowałem się na dział z pieluchami jednorazowymi, bo to zawsze rzecz przy niemowlęciu pożądana. To nie jest już jak kiedyś, że był jeden lub dwa rodzaje. Teraz są ich ze 3 miliony i nawet można kupić takie z pozytywką, która zagra, jak dziecko się załatwi. Powaga. Kiedyś były popularne kartki z melodyjką, teraz można komuś wręczyć grające zupełnie co innego.

Zakupy zrobione, ale wypadało dokupić zabawkę. W oczy rzuciły mi się maskotki dźwiękowe, lecz jednak odpuściłem, pamiętając, jak sam nienawidziłem, gdy mojemu dziecku ktoś takie przynosił. Po odegraniu 21322112423 tej samej melodyjki nie było zdrowego psychicznie dorosłego w okolicy. Wprawdzie jedna zabawka zachęcała nazwą (Pawik Jacuś), ale nie było baterii w środku i nie byłem pewien, czy dźwięki
pawika są odpowiednie, bo na wygląd to on nie przypominał z nazwy ptaszyska. A później pomyślałem, że w końcu to odpowiednie, bo jak męskie towarzystwo się zejdzie, to i pawik może się pojawić. I w związku z tą myślą dokupiłem i coś w płynie dla ojca dziecka, wrzuciłem do reklamówki z pampersami i poszedłem do kasy. Wychodząc ze sklepu, lekko uderzyłem siatką o wózek. Na szczęście się nie rozbiło, pomimo
że dźwięk był niemiły dla ucha, natomiast przez chwilę miałem wizję płynu wylewającego się do pampersa. Czyli nie do odratowania, bo przecież reklamy opisywały, że nic się nie da wycisnąć…

A wracając do Pawika Jacusia, to nie wiem, czemu producenci zabawek nie pójdą krok dalej i nie zaczną tworzyć maskotek z oryginalnymi, polskimi nazwami niektórych owadów. Na przykład takie nośne nazwy (oficjalnie przyjęte w poczet nauki) jak: Zyzuś Tłuścioch, Złodziejaszek Rypidełko, Pasigęba Tłuszczanka, Krocznik Wieśniaczek czy klasyczny już Turkuć Podjadek. Wszystkie autentyczne. No i którego byście chcieli znaleźć pod choinką, drogie dzieci? Wesołych Świąt i do zobaczenia w przyszłym roku, mam nadzieję.

Tekst: Wojciech P. Knapik

Zobacz także: