Sprawdzona mechanika bazująca na światowym hicie? Jest. Franczyza, którą można spotkać nawet na bieliźnie? Odhaczone. Duża liczba ładnie wykonanych figurek? Również zaliczone. Czy w takim razie można mówić o fenomenalnej planszówce, która dzięki gdańskiemu wydawnictwu Rebel zagościła na polskim rynku? Na razie można powiedzieć o dobrze wykonanej grze dla miłośników uniwersum, którą z powodzeniem rozłożymy również przy rodzinnym stole.

Star Wars: Wojny Klonów to kolejna, po Wrath of the Lich King odsłona popularnego Pandemica w całkiem nowych szatach, z tym że Wojnie Klonów bliżej do gry osadzonej w świecie Warcrafta niż do pierwowzoru, gdzie gracze starają się znaleźć antidotum i ocalić świat przed groźnymi wirusami. Największym „namacalnym” plusem w stosunku do swojego poprzednika jest zamieszczenie wypraski na figurki – w grze mamy bowiem cztery plastikowe figurki Sithów oraz siedem rycerzy Jedi, które z racji zastosowania trochę miększego plastiku – giętki miecz świetlny, rzucone luzem do pudełka mogłyby zostać łatwo uszkodzone.

Oprócz wspomnianych figurek głównych postaci w pudełku znajdziemy trzy jednostki blokujące planety, a także kilkanaście małych plastikowych droidów. Tutaj warto zauważyć, że droidy nie są jednakowe, a występują w kilku różnych wersjach. Dla graczy, którzy dopiero planują zakup swojego egzemplarza, polecam rozejrzeć się po sklepach w sąsiedztwie, jak np. w jaworznickiej Mgle, w której możemy dostać promocyjny zestaw figurek droidów w odcieniach zbliżonych do tych z filmów – oryginalne droidy w pudełku są w odcieniu fioletu.

Figurki to jednak nie wszystko. W pudełku znajdziemy przeznaczoną do gry kostkę, plastikowe żetony i karty. Te ostatnie są powlekane, lecz jeżeli gra będzie bardzo często używana, to lepiej zaopatrzyć się w koszulki. Wspomniane karty to również duży plus dla Wojny Klonów, bowiem zamieszczone na nich grafiki nie są kadrami wyciągniętymi z filmów. Nawet kilkanaście kart ze szturmowcami posiada indywidualne grafiki i imiona.

Rozgrywka w Star Wars: Wojny Klonów bazuje na czterech etapach: przygotowaniu wyczerpanych kart, wykonaniu czterech akcji, aktywowaniu Sithów oraz przeprowadzeniu inwazji. Celem graczy jest wykonanie określonej na początku gry liczby misji, aby ostatecznie móc stoczyć pojedynek z finałowym bossem. W tym celu należy odwrócić kartę antagonisty i przeczytać warunki zwycięstwa. W trakcie przygotowania rozgrywki wybieramy, z którym Sithem będziemy walczyć, czy będzie to znana z animacji Asajj Ventress, czy może filmowi Darth Maul, Generał Grievous lub Hrabia Dooku – ważne, że możliwość wyboru znacznie poprawia regrywalność tytułu. Gracze mogą również zwiększyć poziom trudności samej rozgrywki poprzez zwiększenie liczby misji, jakie muszą wykonać. Warto o tym pomyśleć, ponieważ po kilku partiach gra staje się dość prosta.

Wojny Klonów zostały zaprojektowane dla od 1 do 5 graczy, lecz najlepiej sprawdzają się w gronie 2-3 osobowym. Wariant solo można traktować jak grę 2-osobową, ponieważ gracz będzie sterował dwoma wybranymi rycerzami Jedi i przekładał znacznik solowego gracza na kartę rycerza, który jest aktywny w danej rundzie – inne zasady nie różnią się niczym od gry wieloosobowej.

Czy zatem warto sięgać po najnowszą odsłonę „pandemica”? Myślę, że fani Gwiezdnych Wojen powinni być zadowoleni – często zmiana uniwersum sprawia zwiększenie zainteresowania daną grą. Ja bawiłem się równie dobrze, grając w Wojny Klonów, jak i w Wrath of the Lich King. Wspominam również bardzo miło walkę z przedwiecznymi w edycji Czas Cthulhu, która pomimo coraz nowszych gier, dalej ma swoje miejsce na półce. Jak widać, mechanika jest na tyle uniwersalna, że tylko czekać aż powstanie kolejny pandemic – może tym razem w świecie wykreowanym przez J.R.R. Tolkiena? Sam chętnie bym sięgnął po taką wersję.

Artykuł powstał przy współpracy z wydawnictwem Rebel.

Radosław Kałuża | @harcmepel

Zobacz także: