Na swoim koncie miał ponad 300 scenografii teatralnych, w tym do dramatów, baletów, oper. Projektował też na potrzeby filmowe. Został okrzyknięty jednym z najlepszych polskich scenografów, kostiumologów i inscenizatorów. Chłopak z Niedzielisk, Wincenty Drabik – bo o nim mowa, był mistrzem w swoim fachu, jednym z najwybitniejszych polskich twórców dwudziestolecia międzywojennego. Jego wielką karierę przerwała operacja stomatologiczna, która według lekarzy miała być bezpieczna. Zmarł zaraz po zabiegu. Miał tylko 52 lata. Proces sądowy, dotyczący jego nagłej śmierci, śledziła cała Polska.

Uczył się u najlepszych

Przyszedł na świat 3 listopada 1881 roku jako piąte dziecko Franciszka Drabika i Katarzyny z Kozakiewiczów. Mieszkali w Niedzieliskach. Ojciec przyszłego artysty był górnikiem w miejscowej kopalni. Już od młodych lat Wincenty wykazywał zdolności artystyczne i najpierw pracował w pracowni malarstwa dekoracyjnego miejscowego artysty Stanisława Bernadzikiewicza, który zachęcił swojego ucznia do nauki w Krakowskiej Szkole Przemysłu Artystycznego. Następnie Drabik studiował na Akademii Sztuk Pięknych w Krakowie w pracowniach Juliana Fałata, Józefa Unierzyskiego i w szkole specjalnej malarstwa dekoracyjnego przy ASP, pod kierunkiem Stanisława Wyspiańskiego.

– Postać Wyspiańskiego bezpośrednio wpłynęła na dalszą karierę artysty, ponieważ do końca działalności był uznawany za kontynuatora wizji teatralnych młodopolskiego mistrza. Studia łączył z pracą w malarni Teatru Ludowego w Krakowie, gdzie wraz z uczelnianym kolegą, Józefem Wodyńskim, wykonywał scenografię do m.in. inscenizacji „Betlejem polskiego” Lucjana Rydla – informuje dr Iwona Brandys w biogramie w „Jaworznickim Słowniku Biograficznym”.

Drabik zarabiał więc, malując dekoracje teatralne, ale także grając w spektaklach, pod pseudonimem Kibard. Był stażystą Stanisława Jasieńskiego w Teatrze Miejskim we Lwowie. Stworzył też scenografię do spektaklu pt. „Kościuszko pod Racławicami” w siedzibie Sokoła w Jaworznie. W 1910 roku Wincenty Drabik zaistniał w teatrach warszawskich.

– Chociaż w tym czasie był głównie wykonawcą dekoracji, dał się już poznać jako fachowiec, przed którym widoczne są sukcesy – podkreślił w książce „Jaworzno minione” jaworznicki historyk Bartłomiej Cieszyński. – Bolesław Leśmian organizujący w Warszawie według własnej koncepcji reżyserski (jak go zwał) Teatr Artystyczny, widział w Wincentym Drabiku najodpowiedniejszego człowieka – zaznaczył.

Po wybuchu I wojny światowej artysta uciekł do Rosji przed wcieleniem do austriackiej armii. Tam też realizował swoje teatralne dzieła i podjął współpracę z Juliuszem Osterwą, Adolfem Szyfmanem i Kornelem Makuszyńskim. Był też wykładowcą w Szkole Sztuk Pięknych w Kijowie, a po zakończeniu wojny – w Szkole Sztuk Pięknych w Warszawie. Na warszawskiej uczelni zdobył tytuł docenta. – Pierwszą spektakularną propozycją zmieniającą standardy zagadnień wizualnych przedstawień było wystawienie „Nie-Boskiej komedii” Z. Krasińskiego (Teatr Polski, 1920 r.) – opowiada o Wincentym Drabiku dr Iwona Brandys. – W sierpniu 1921 r. przeszedł na stanowisko kierownika działu malarskiego warszawskich Teatrów Miejskich – projektował dla teatrów: Wielkiego, Rozmaitości, Letniego, Reduta, im. Bogusławskiego, a następnie dla Teatru Narodowego – dodaje.

Drabik cały czas malował też portrety. – Jego projekty scenograficzne były prezentowane, oprócz wystaw krajowych, również na Międzynarodowych Wystawach Sztuki Teatralnej w Nowym Jorku (1926 r.) i w Paryżu (w 1926 r. i 1931 r.) – wylicza autorka biogramu w JSB.

Jak dodaje, Drabik był uznawany za kontynuatora idei reformatorskich Stanisława Wyspiańskiego.

– Widziano w nim wizjonera i geniusza techniki scenicznej, romantyka obdarzonego wyjątkową intuicją i inteligencją artystyczną. Dla Leona Schillera był uosobieniem prawdziwego artysty teatru według idei Gordona Craiga. W koncepcji teoretycznej Mieczysława Tretera widać Drabika jako artystę rasowo polskiego, co miało podkreślać oryginalność jego sztuki opartej na słowiańskim temperamencie i ludoznawczych kompetencjach. We współczesnych dyskursach teoretycznych uwydatnia się jego dokonania w realizacji Wielkiej Reformy Teatralnej – wyjaśnia.

Mimo wielu obowiązków zawodowych, Wincenty Drabik dbał też o rodzinę. Wziął ślub z Michaliną Lang. Mieli troje dzieci: Eugenię, Kazimierę i Jerzego. Jedną z ostatnich pamiątek po Wincentym Drabiku jest jego zdjęcie z synem, zrobione w 1933 roku w Zakładzie Fotograficznym Jan Malarski i S-ka. Na wspomnianej fotografii mały Jurek jest przytulony do ojca. W tym samym roku, 1 lipca, Wincenty Drabik niespodziewanie zmarł.

„Zabiłem takiego człowieka”

„Kto winien jest śmierci prof. Drabika?” – takie pytanie pojawiło się w tytule artykułu „Dnia Pomorskiego”, które ukazało się 2 lipca 1935 roku. To właśnie w tym czasie ruszył przed Sądem Okręgowym w Warszawie głośny proces profesora medycyny Alfreda Meissnera, który, jak czytamy, został oskarżony o spowodowanie przez niedbałą operację śmierci pacjenta.

– O iluż podobnych wypadkach słyszy się nieraz, rzadko jednak epilog ich rozgrywa się przed sądem. W tym jednak wypadku ofiarą słynnego chirurga był znakomity artysta-malarz, śp. Wincenty Drabik. Stąd sprawa nabrała dużego rozgłosu, a pokierowana, odpowiednio przez rodzinę zmarłego znalazła się po dwóch latach na wokandzie sądowej – czytamy w artykule.

Wincenty Drabik od pewnego czasu uskarżał się na bóle w jamie ustnej. Konsultował się z różnymi lekarzami. Dopiero prof. Meissner zdiagnozował u scenografa zniekształcenie górnej szczęki i wyolbrzymienie łuku zębowego. Był to nowotwór, który należało usunąć.

– Wobec tego prof. Meissner nakłonił śp. Drabika do dokonania operacji, która miała się odbyć w klinice Państwowego Instytutu Dentystycznego. Operacja miała być zabiegiem niegroźnym. Prof. Drabik miał leżeć zaledwie 7 dni. Operację wyznaczono na piątek, 30 czerwca, 1933 roku na godz. 10. Przełożono ją jednak na dzień następny, gdyż okazało się, że prof. Meissner o operacji zapomniał – opisuje dziennikarz „Dnia Pomorskiego”. – Serce pacjenta miał zbadać dr Jan Trzebiński, internista pracujący w charakterze konsultanta na oddziale chirurgicznym Akademii Stomatologicznej. Od asystentki Berezowskiej dowiedział się, że w dniu tym odbędzie się operacja Drabika, przy czem Berezowska prosiła go, aby wpłynął na p. Meissnera, by operacji tej nie robił, gdyż asystenci mają co do jej wyniku złe przeczucia – donosi gazeta.

Operacja jednak się odbyła. Doszło do zamieszania. Jan Trzebiński nie zdążył bowiem zbadać pacjenta, bo gdy prof. Meissner poprosił go o to, Drabik był już na sali operacyjnej i podano mu narkozę. Podczas zabiegu jaworznianinowi usunięto górne szczęki. Operacja przebiegła pomyślnie i pacjent został przewieziony na salę pooperacyjną. Tam rozpoczął się dramat. Wincenty Drabik nie odzyskał przytomności, a jego stan pogarszał się z minuty na minutę. Tragiczną nowinę przekazał oczekującej przed salą żonie Drabika sam prof. Meissner. Miał wtedy powiedzieć: „Stało się okropne nieszczęście, zabiłem takiego człowieka”.

Sekcja zwłok wykazała, że bezpośrednią przyczyną śmierci artysty było ostre rozszerzenie serca, co doprowadziło do jego porażenia. Po tragedii sprawę analizował Wydział Lekarski Uniwersytetu Jagiellońskiego w Krakowie. Krakowscy eksperci stwierdzili wtedy, że operacja nie była „bezwzględnie konieczna”, a zastosowanie narkozy bez wcześniejszego zbadania pacjenta nie powinno mieć miejsca.

Rodzina zmarłego postanowiła zawalczyć o sprawiedliwość w sądzie. W toku rozprawy personel medyczny szpitala, w którym zmarł Wincenty Drabik, przerzucał winę między sobą. Meissner tłumaczył, że rozpoczął operację, przekonany, że dr Trzebiński zbadał pacjenta. Z kolei dr Trzebiński zaprzeczał zeznaniom oskarżonego. Przesłuchani zostali też asystenci profesora. Wyszło na jaw, że Meissner kazał im na piśmie wyjaśnić, jak wyglądała operacja. Zrobili, jak polecił. Doszło jednak do sprzeczki z dr Uśpieńską, której profesor kazał napisać, że żona Wincentego Drabika była na sali operacyjnej w czasie operacji. Tymczasem to miało być nieprawdą.

O tym, jak zakończył się proces, możemy przeczytać m.in. w książce pt. „Domy i ludzie cz. 2” autorstwa Marka Cabanowskiego.

– Niewiele brakowało do przegranej, kiedy w ostatniej chwili przed wydaniem wyroku znany lekarz-kryminolog prof. Wiktor Grzywo-Dąbrowski natknął się w fachowej prasie zachodniej na publikację ujawniającą nieznane dotąd wady pemoctonu, używanego powszechnie do narkozy (właśnie ten środek zastosowano w przypadku Wincentego Drabika – przyp. red.). Okazało się, że w nielicznych przypadkach lek ten wywoływał uczulenie powodujące porażenie dróg oddechowych. I w ten sposób prof. Meissner został uwolniony od winy – opisuje Marek Cabanowski.

Wincenty Drabik został pochowany na Cmentarzu Powązkowskim w Warszawie. Pośmiertnie został odznaczony przez prezydenta RP Ignacego Mościckiego Złotym Krzyżem Zasługi.

Anna Zielonka-Hałczyńska

Wincenty Drabik z synem Jerzym | fot. Zbiory Narodowego Archiwum Cyfrowego w Warszawie /domena publiczna

Zobacz także: