Pietruszka w sklepie kosztuje tak dużo, że warto rozważyć zakup na raty. Nowe białe złoto?

Doszło do paradoksu, że kawałek wołowiny i pietruszka wrzucone do rosołu mają podobną wartość. Mnie nie stać, to rosołu nie jem. Tak kiedyś było z cukrem, więc od tego czasu nie słodzę, później z masłem, więc nie smaruję. Ryby też nie tanie i jeszcze pyskują. W Bałtyku na przykład występuje ryba kur diabeł, która wyjęta z wody wydaje burczące dźwięki. To co, już teraz tylko dzieci głosu nie mają?

W każdym razie upał niemiłosierny i każdy szuka ochłody. Kojarzycie to uczucie, kiedy w upalny dzień otwieracie lodówkę u swojej mamy lub babci, zerkacie do zamrażarki, a tu wielkie pudełko lodów Algida! Wyjmujecie, otwieracie i rozczarowanie, bo w środku… koperek na zimę. Ale to jeszcze nic.

Mama mojej koleżanki (mieszkające razem) pojechała na wieś na 2 tygodnie. Któregoś dnia listonosz wrzucił pocztę do skrzynki, moja koleżanka przeszukała cały dom, rozstąp się ziemio – nigdzie nie ma kluczy do skrzynki. Dzwoni do mamy z pytaniem, gdzie klucze. Mama mówi, że schowała do szuflady z lekami. Po kilkukrotnym przegrzebaniu szuflady, kluczy do skrzynki wśród najrozmaitszych leków brak, więc dzwoni znowu do mamy, a ona mówi: Jak to gdzie są klucze? W pudełku z etopiryną, żeby nikt nie ukradł. Wieczorem chce wynieść śmieci do kontenera bramką z tyłu domu. Szuka kluczy do bramki – nie ma. Dzwoni do mamy. Mama: Jak to gdzie? W zamrażarce są klucze! Poszukiwania w zamrażarce nie przynoszą efektu, kluczy brak. Dzwoni do mamy, a ona: Jak to nie ma? Są w zawinięte w papier i w folię, podpisane “mięso na rosół”. Żeby nikt nie ukradł, oczywiście!

Lato to komary, a te w tym roku nie dają żyć. Cierpię przez nie katusze, bo jestem lekko uczulony i po jednej sesji z komarem mam na sobie krajobraz przypominający japońskie wyspy na zdjęciu satelitarnym. W tym roku się uparłem, aby jakoś przeżyć godnie czas ataku. Zaopatrzyłem się w żel łagodzący ukąszenia (działa), ale też natrafiłem na informację, że istnieje środek o zawartości DEET 50%, który skutecznie chroni przed latającym paskudztwem. Niestety, próba zakupienia w Jaworznie spełzła na niczym, bo zostało wykupione i tyle. Ale znalazłem w markecie środek o zawartości DEET 30%, kupiłem go, bo lepszy słabszy niż żaden.

Tego wieczora szedłem na imprezę plenerową i był to idealny moment na sprawdzenie podobno skutecznego odstraszacza mojego wroga nr 1 (w czasie lata, bo w zimie walczę z sąsiadem “ekologiem”). Podjechałem na miejsce, wysiadłem, ciemno jak u wspomnianego sąsiada podczas wizyty komornika, jedynie blada poświata czerwcowego księżyca padała lichym światłem na opakowanie. Po co więc użyć latarki w telefonie? Bzdura! Wyciągnąłem spray, aby go rozruszać, potrząsnąłem i psiknąłem w dół. Tylko że zawór był zwrócony do góry…

Błąd był oczywisty, a karma natychmiastowa. Najpierw zamurowało mi oddech. Usta zdrętwiały w 10 sekund, węch straciłem po 30 sekundach, na moment straciłem wzrok. Pomyślałem: umieram. Już nigdy nie zobaczę zielonych łąk Starej Huty i okolic. Szybko pogodziłem się z losem, przeanalizowałem w głowie, czy skasowałem historię przeglądania internetu i zacząłem pod nosem nucić “Anielski orszak niech mą duszę przyjmie”. Nad moją głową zaczęły krążyć różowe gwiazdki… I wtedy wróciłem.

Oczy przestały łzawić po 20 minutach. W ustach smak, za którym nie będę tęsknił. Sięgnąłem po etykietę, aby przeczytać, co robić w takim wypadku. Producent był bardzo konkretny: “Po narażeniu dróg oddechowych zapewnić dopływ świeżego powietrza, ciepło i spokój”. Noszkurrrr…. dobrze, że nie kazał się jeszcze przytulić do pierwszej napotkanej osoby i poprosić o ciepły kocyk w jednorożce. Ale jak widać, środek zadziałał, bo skoro powalił chłopa 99 kg, to z komarem powinien sobie poradzić jeszcze lepiej. Chociaż… to w końcu komarzyce, a jak się kobieta zaweźmie, to i diabeł z nią sobie nie poradzi…

Mam nadzieję, że z czasem zakończymy to chemiczne szaleństwo i na przykład postaramy się o zwiększenie populacji jerzyków, bo tylko jeden z tych sprytnych ptaków potrafi dziennie złowić do 20 tys. komarów! A na razie, aby zakończyć upierdliwe bzykanie tuż nad uchem, trzeba sobie jakoś radzić, np. przy pomocy odkurzacza. Wprawdzie sąsiedzi o 4 nad ranem nie są zachwyceni, ale co poradzę…

Tekst: Wojciech P. Knapik

Zobacz także: