Daria Zawiałow – pierwsze kroki na scenie stawiała jako siedmiolatka, żeby później szturmem zdobyć polską scenę muzyczną. Dziś jest jedną z najbardziej rozpoznawalnych wokalistek młodego pokolenia. 16 lutego, wraz ze swoim zespołem, wystąpiła na deskach szczakowskiego Domu Kultury im. Zdzisława Krudzielskiego. Sobotni koncert był kolejnym zagranym w ramach cyklu dekaTON.

Jak ocenia pani dzisiejszy koncert?

Było bardzo przyjemnie. Udało się stworzyć fantastyczną atmosferę. Publiczność bawiła się i zostaliśmy bardzo ciepło przyjęci. Mam nadzieję, że będziemy mogli tu wrócić.

Pani kariera artystyczna pięknie rozwija się od kilku lat, ale tak naprawdę występowała pani na scenie już jako dziecko. Czy tamte występy to był sposób, by ostatecznie dotrzeć do szerokiej publiczności?

Nie, raczej nie. Stając na scenie jako dziecko, po prostu się tym bawiłam. To był raczej sposób na spełnianie dziecięcych marzeń.

Ma pani na koncie mnóstwo nagród muzycznych. Która z nich jest dla pani najważniejsza?

Zdecydowanie najważniejsze jest to, że mogę koncertować. To jest dla mnie największa nagroda. Zawsze powtarzam, że laury są drugorzędną sprawą, takim miłym dodatkiem, ale na pewno nie są najistotniejsze. Gdybym miała wybrać tylko jedną nagrodę, którą cenię najbardziej, to byłby Fryderyk, bo to jest nagroda przyznana za moją twórczość. Fryderyk to takie ukoronowanie twórczości artystycznej.

Miliony odsłon w serwisach społecznościowych, miejsca na listach przebojów i nagrody. Osiągnęła pani sukces i status gwiazdy. W pani przypadku nie wiąże się to jednak z artykułami w plotkarskich portalach. Jak się pani udaje tego unikać?

To naprawdę da się rozdzielić. Generalnie nie jestem osobą “ściankową”. Pudelek o mnie rzeczywiście raczej nie pisze. W swojej pracy skupiam się na muzyce. To jest dla mnie najważniejsze. Dużo koncertujemy z zespołem. Bywam tylko tam, gdzie mnie coś za-interesuje, zaciekawi, gdzie są jakieś imprezy muzyczne. Wtedy przychodzę bardzo chętnie i nie mam z tym problemu. Ale urodziny czy imprezy portali plotkarskich mnie nie dotyczą. Nie jestem gwiazdą, ale grajkiem, wokalistką, muzykiem.

W pracy artystycznej współpracuje pani z mężem. Czy obecność na scenie tak bliskiej osoby pomaga w pracy, czy jest raczej stresująca?

Zdecydowanie to pomoc. Gdyby nie mój mąż, to już wiele razy bym zwariowała. On bardzo mi pomaga i to we wszystkim. Jego obecność na scenie to duże oparcie. Mam w nim kumpla i przyjaciela, ale też pomoc we wszystkim. Teraz na przykład gram na gitarze i bywam czasem tak zmęczona, że potem nie mam już siły nosić tej gitary. W takich sytuacjach mąż też pomaga, ale to oczywiście taki jego dodatkowy wkład.

Pani utwory to twórczość w pełni autorska. Tworzy pani muzykę do tekstów czy odwrotnie?

Bardzo różnie z tym bywa. Pracujemy z producentem Michałem Kushem i od niego zawsze dostaję wstępny aranż, do którego piszę melodię. Zazwyczaj najpierw melodię, a potem tekst. Czasami się zdarza, że tekst od razu się nasuwa. Na przykład w piosence “Noce ukryte” z pierwszej płyty, od razu zaczęłam śpiewać melodię “sunie lawina, sunie lawina” i już tak zostało. Piosenka zaczyna się właśnie od tych słów. Czasami tak inspiruje mnie brzmienie instrumentów, aranżu, że od razu rodzi się tematyka tekstu.

Jakie są pani najbliższe plany artystyczne?

Nowy album “Helsinki” ukaże się 8 marca. W sieci pojawił się już teledysk do piosenki “Szarówka”, który mocno porusza i idzie do przodu, co jest fantastyczne. Najważniejsze dla mnie są jednak koncerty. 15 marca ruszamy w trasę koncertową Helsinki Tour. Zamierzamy dać ludziom dużo energii i oczywiście wszystkich na nasze występy zapraszamy.

Dziękuję za rozmowę.

Rozmawiała: Grażyna Dębała

Zobacz także: