Instruktaż to inaczej instruowanie kogoś, udzielanie mu instrukcji, czyli wskazówek. Instruktarz zaś to zbiór instrukcji, zwłaszcza przepisów skarbowych (słowo już przestarzałe). – SJP PWN

Przewrotny tytuł to nie nawiązanie do tygodnia żałości narodowej im. bloku reklamowego na TVP, tylko odwrócenie od niego uwagi. Jedna rzecz może być pisana na dwa sposoby i rozumiana inaczej. Inną kwestią są regionalizmy. Zastanawiałem się ostatnio nad słowami i powiedzeniami, które występują w mowie potocznej, w naszym przypadku – w Jaworznie. Okazuje się, że takowe istnieją…

“Zjadłbym jakiego pomełza” – moje dziecko jako pierwszorzędny pomełźnik przepadał za słodyczami, szczególnie za pomadkami.

“Nie teraz, bo nie zjesz obiadu. Na śniadanie był grysik na słodko, a teraz będą sznycle. Zadanie domowe lepiej odrób. I możesz se wziąć andruta.”

“Już odrobiłem na angielski. Teraz chciałem iść na pole.”

“Idze, idze, cyganie jeden! Jakoś nie widziałem, żebyś odrabiał!”

“Ale jak bum cyk cyk!”

“No dobra, niech ci będzie. To idź na pole. Tylko załóż beretkę i weź parasolkę, bo może padać.”

Tak by pewnie wyglądała rozmowa z moim dzieckiem, gdybyśmy używali gwary krakowskiej i były lata 50. ubiegłego wieku. Gwara ta funkcjonowała także na terenie naszego miasta. Używamy regionalizmów nieświadomie, ale też, jak twierdzi prof. Jan Miodek, ubogacamy tym nasz słownik i podkreślamy przynależność etniczną. Często zupełnie nieświadomi tego faktu, prowokujemy zabawne sytuacje. Mój kolega ze Śląska chciał kupić kiedyś w sklepie kreple, a pani sprzedawczyni zrobiła wielkie oczy, po czym jak wytłumaczył, że chodzi o pączki, to się z niego śmiała. Niektóre powiedzenia nie są zbyt ładne i już nieakceptowalne, takie jak se zamiast sobie, czy szłoby zamiast można.

Przypomnijmy kilka ciekawych naleciałości, głównie z gwary krakowskiej:
nakastlik – szafka nocna
pomadka – czekoladka
sagan – czajnik
szabaśnik – piekarnik
tyrpać – trącać
cygan – kłamca, oszust
bławatek – chaber
sznycel – kotlet (na śląsku to kotlet mielony, w Małopolsce schabowy)
tuman – człowiek tępy, mało zdolny
zaświecić – oświecić światło
borówki – (czarne) jagody
weka – bułka paryska
jarzyna – włoszczyzna
grysik – kasza manna
człowiek dożarty – osoba stwarzająca problemy
pluskiewka – pinezka
zastrugaczka – temperówka
stopki – korki – bezpieczniki
mleko kwaśne – zsiadłe
odcisk – nagniotek – odgniat
oglądnąć (przeglądnąć) – obejrzeć (przejrzeć)
okąpać – wykąpać
na pole – na zewnątrz
wihajster – zakrzywione narzędzie
bojok – osoba opowiadająca głupoty

Większość z powyższych to przedstawione na Facebooku pod moim prywatnym wpisem, gdzie odbyła się bardzo ciekawa rozmowa. Szczególnie osoby, które nie urodziły się w Jaworznie, łatwiej zauważyły osobliwości naszego języka. Mowa potoczna jednakże tworzy coraz ciekawsze słowa i zmienia nasz słownik, nie tylko regionalny. W ostatnich kilkunastu latach wszechobecne angielszczyzny są coraz bardziej dominujące, ale pamiętacie może, co oznaczało, żeby ktoś dał nam się karnąć? Nawet nie wiem, czy współczesna młodzież dalej używa tego pytania, gdy che się przewieźć na rowerze znajomego.

Remik twierdzi, że: “nikt mi nie kazywał tego robić”. Sławek, że jak się idzie to “na nogach”. Monika była zaskoczona, że w Poznaniu nie zrozumieli słowa farfocel, które u nas jest oczywiste. Paweł zauważył, że fajnym i zabawnym są często używane przedrostki “prze”. Przecholera, przecwaniak, itp. I że mówi się “w Szczakowie” zamiast “w Szczakowej”. I jedno jest pewne: mieszkańcy nie jadą do Centrum tylko “do miasta”. A z dalszych dzielnic “do Jaworzna”.

No i że piłka jest okrągła, bramki są dwie, a nasi piłkarze się zmarali. I nie ma już co jojcyć z powodu tych ancymonów.

Felieton: Wojciech P. Knapik

Zobacz także: