Kiedy cztery lata temu spotkałam się z Janem Klimczakiem, rolnikiem z Byczyny, który wówczas miał na swojej działce sporo dawnych maszyn rolniczych, nawet i takich sprzed wieków, to nie przypuszczałam, że jego kolekcja w tak krótkim czasie rozrośnie się aż stokrotnie.

Zaczęło się 20 lat temu

Pan Jan zbiera te sprzęty z sentymentu do tamtych czasów, ale też, aby ocalić je od zapomnienia. – Trudno się z nimi rozstać. Przypominają mi dawne czasy, w których ja żyłem, ale które też znam z opowiadań dziadków. Z niektórych korzystali jeszcze moi rodzice – mówi Jan Klimczak.

Pierwsze artefakty zaczął zbierać 20 lat temu, to były pojedyncze sztuki starych narzędzi rolniczych – proste pługi, stare kosiarki, kopaczki do ziemniaków. Z czasem zaczął skupować maszyny, szczególnie te poniemieckie, które wówczas były niedostępne, a teraz traktowane są jako złom. – To były wówczas solidne maszyny, marzenie każdego rolnika – wtrąca.

Wśród takich artefaktów można znaleźć prawdziwe, unikatowe „perełki”. Jedną z nich jest wyżynarka, bardzo dobrze utrzymana, datowana na początek XX wieku. Kolejną i ważną „perełką” jest wyprodukowana w Trzebini młocarnia. – Zieleniewski miał sieć fabryk maszyn żniwnych we wszystkich trzech zaborach. W Trzebini zatrudniał ponad 700 osób. Niestety, niewiele z tych maszyn się zachowało, dlatego są tak cenne. Nawet skansen w Lipowcu nie ma żadnej jego maszyny. A tę tata przywiózł aż spod granicy ukraińskiej – wyjaśnia Milena Klimczak, córka jaworznickiego rolnika.

W głębi pomieszczenia, gdzie przechowywana jest rolnicza kolekcja, znajdują się narzędzia, których używano bardzo dawno temu – pługi, radła, cepy, brony, kultywatory, sochy, kieraty, kosiarka Henryka Langsma, snopowiązałka, 7 ciągników, tzw. dzików w stodole. Parę metrów dalej są bryczka i sanie, które pan Jan jeszcze niedawno wykorzystywał. – Gdy, chyba Anglicy, nagrywali film „Trzęsienie ziemi w San Francisco,” użyto mojej bryczki i koni. Pożyczałem ją też na imprezy charytatywne, festiwal elżbietański, a sanie wykorzystano do kuligu dla zaproszonych dzieci z partnerskiego miasta z Czech – dodaje.

W garażu znajduje się tez kolekcja motocykli | fot. Ewa Szpak

Peerelowskie artefakty

W kolekcji pana Jana są również przedmioty codziennego użytku, szczególnie te z czasów PRL-u. Zaczynając od najstarszych, znajdujemy tu skrzynie posagowe do przechowywania ubrań czy drewniane walizki, wrzeciono, międlica i grzebień do czesania lnu i konopi, ręczny magiel – stary niemiecki, prasę do sera, maselniczkę, młynki, moździerz, nawet baniak na mleko jeszcze z adresem właściciela, żelazka na węgiel i z duszą, telefony, maszyny do szycia.

Przedmioty codziennego użytku zacząłem zbierać, gdy częściej na nie trafiałem. Okazało się, że gdzieś znajdywałem to jakieś garnki, kociołki. Gdy widziałem i te przedmioty, serce miękło, więc kupowałem. Mam zaprzyjaźnionych właścicieli skupu złomu. Oni mnie informują, gdy trafią do nich jakieś perełki albo odkładają je dla mnie – uśmiecha się pan Jan. Wśród tych przedmiotów znajdują się również lampy grzewcze, górnicze karbidowe, a nawet skórzany kask górniczy, który ma ponad 100 lat. Do peerelowskich okazów należy niezła kolekcja motocykli firmy Romet, Komar. Niektóre są jeszcze na chodzie.

Drewniane skrzynie i ponadstuletni skórzany kask górniczy | fot. Ewa Szpak

Eksplorowanie strychów, złomowisk

Pan Jan pojedzie po okazy do swojej kolekcji w zasadzie wszędzie. Objechał już całą Polskę. Interesujących sprzętów szuka w ogłoszeniach, internecie. Jeśli trafi na jakąś „perełkę”, to jedzie nawet na drugi koniec Polski. Zgłaszają się do niego też osoby, które przy porządkowaniu strychów, piwnic, znajdują interesujące, stare przedmioty. Znajomi też wyszukują dla niego takie rzeczy. – Nawet nie zdajemy sobie sprawy, jakie rzeczy ludzie mają jeszcze na strychu – dodaje jaworznicki kolekcjoner. Współpracuje z właścicielami złomowisk, którzy też wyszukują dla niego „starocie”. Zdarzają się też wymiany pomiędzy kolekcjonerami. – Informujemy się o znalezionych rzeczach, bo nie każdy np. zbiera maszyny rolnicze. Atmosfera wśród nas jest miła i przyjazna. Wymieniamy się np. jakimiś zdobyczami, jeśli mamy kilka sztuk. W Bydgoszczy nie widzieli lamp górniczych, miałem kilka sztuk, to wymieniłem się na inne artefakty – wspomina rolnik.

Czasem na „perełki” trafia się przypadkowo. – Raz wyszukałem w internecie maszyny rolnicze. Pojechałem na miejsce, żeby je obejrzeć. Wtedy okazało się, że w poniemieckiej stodole jest jeszcze mnóstwo innych interesujących rzeczy. Schowane za snopkami z tamtych czasów, czekały na odkrycie. Były tam nawet słoiki z jakimiś zaprawami. Kiedy to obejrzałem, to szybko dogadałem się z właścicielami i wzbogaciłem moją kolekcję o kilka nowych przedmiotów. Oni chcieli się tego pozbyć, a ja zyskałem cenne okazy – mówi pan Jan.

Ciekawym okazem jest stary ręczny magiel | fot. Ewa Szpak

Pasja wymagająca poświęcenia

Ile mam teraz tych okazów? Nie liczyłem ich jeszcze, ale jest tego mnóstwo. Setki – szacuje kolekcjoner. Artefakty pan Jan trzyma w dawnej chlewni, którą odpowiednio przygotował. Większe przedmioty trzyma w stodołach, garażach oraz na działce, gdzie przykryte są plandeką, by warunki atmosferyczne im nie szkodziły. W przyszłości planuje wybudować hangar, aby cała kolekcja znajdowała się w jednym miejscu.

Wiele przedmiotów czeka na renowację, bo pan Jan najpierw je odrestaurowuje, ale może się tym zajmować głównie zimą, gdy pracy w gospodarstwie jest mniej. Drewniane zabezpiecza preparatem, metalowe czyści, maluje, uzupełnia brakujące części. Niektóre elementy i okazy trudno było zdobyć. Wymagało to pilnego śledzenia stron internetowych.

Tak było z węgierskim ciągnikiem Dutra, których jest w Polsce tylko 8. Potężna maszyna, muszę ją ściągnąć spod Poznania i to wymaga poświęcenia i logistyki – wyjaśnia pan Jan.
Każdy kolekcjoner wie, ile poświęcenia wymaga ta pasja. Na szczęście pan Jan nie jest w tym sam, wspiera go cała rodzina. Córka Milena i syn Krystian jeżdżą z nim i sami też angażują się w poszukiwania. – Mama, kiedy jeszcze żyła, bardzo nam kibicowała. Mocno nas wspierała, cieszyła się z każdego zdobytego okazu. Jej też zależało, aby zachować dla potomności te przedmioty – przyznaje Milena.

Ewa Szpak

Pasję pana Jana podzielają córka Milena i syn Krystian | fot. Ewa Szpak

Zobacz także: