Rzecz nie jest o motoryzacji, jak może sugerować tytuł. Nie będę się pastwił nad właścicielami starych BMW, a szkoda, bo lubię.

I kolejne walentynki za nami. W zeszłym roku ponarzekałem na komercyjną stronę święta zakochanych, przeszczepionego wszak z Ameryki a więc i komercję mającą w domyśle. Mnie nie przeszkadza, że jest, chociaż najchętniej bym nie obchodził. Bo dla prawdziwej miłości walentynki to nie czekoladki, wyjście do kina na kolejne seksualne wybryki Earl Greya czy też, jak to reklamuje jedna z popularnych sieci RTV/ AGD zakup nowego telewizora z technologią 4K oraz 65 calami. Miłość to cała złożoność relacji międzyludzkich, gdzie nawet drobne gesty mają wielkie znaczenie.

Stan zakochania to część barwna, ale też krótkotrwała. I za wszystko odpowiada chemia. Według Gerharda Crombacha miłość to C8-H11-N czyli PEA (fenyloetyloamina). Związek ten, zwany popularnie narkotykiem miłości produkowany jest w hipotalamusie (część międzymózgowia). Zmiany, które zachodzą w naszym organizmie noszą znamiona neurotyczne. José Ortega y Gasset w swoich “Szkicach o miłości” uważał zakochanie za “przejściowy imbecylizm i psychiczną anginę”. Co więcej, uderzająco podobne są objawy zaburzeń obsesyjno-kompulsywnych (między innymi nałogowi hazardziści, pracoholicy, notoryczni złodzieje i nieuleczalni mitomani, czyli osoby z utratą równowagi psychicznej) z zachowaniem osób świeżo zakochanych!
Gdy spotykacie się pierwszy raz, oczy zbierają informacje o wzroście, figurze, kolorze włosów i oczu, odzieży i szczegółach twarzy. Następnie z prędkością 432 km/h sygnały docierają do mózgu. Jednocześnie ucho wyławia barwę głosu i śmiechu, a nos rejestruje bezwonne feromony.

Zaczyna się sortowanie danych i porównywanie z przechowywanymi wzorcami doznań pozytywnych i negatywnych. Jeżeli wykryty został sygnał negatywny – proces ulega zamrożeniu, jeżeli pozytywny – mózg przechodzi do fazy następnej.

Podczas wykrycia sygnałów pozytywnych hipotalamus zaczyna produkować fenyloetyloaminę. Początek tego procesu występuje zwykle po ok. 4 sekundach. W tym czasie uderzenia serca zwiększyły się ok. 50%, automatycznie oddech staje się szybszy, dodatkowo u kobiet oczy zaczynają błyszczeć.

A gdy emocje opadną… Organizm wytwarza wtedy endorfinę, która w działaniu przypomina morfinę. Warto zaznaczyć, że substancja ta wytwarzana jest tylko w obecności partnera i daje poczucie bezpieczeństwa oraz stabilizacji życiowej. Dodatkowo u kobiet wytwarza się oksytocyna, która wydziela się również w trakcie orgazmu i przy porodzie. U mężczyzn natomiast jest to wazopresyna (bliskość i przywiązanie). Endorfina odgrywa najważniejszą rolę w czasie, gdy poziom PEA w organizmie spada do bardzo niskich wartości (jego wytracanie trwa średnio około 2 lat). Dlatego wiele (nawet dobrze rokujących) związków upada po tym czasie a w wielu przypadkach na widok partnera serce już nie wyrywa nam się z klatki piersiowej i nie czujemy tego samego podniecenia co w okresie zakochania…

Niektórzy uczeni twierdzą, że zakochanie wykryte na wczesnym etapie, czyli wówczas, gdy naszego organizmu nie ogarnia jeszcze biochemiczne zauroczenie, jest w pełni wyleczalne (jeśli, oczywiście, założymy, że rację mają ci, którzy miłość uznali za chorobę i zarejestrowali ją na liście WHO jako pozycja F63.9).

Powyższa analiza z punktu widzenia nauki nie daje złudzeń – emocje nami sterują, popychają także do zdrad i poszukiwań doznań, których już w bieżącym związku brakuje.

Na pewno z wiekiem, gdy gospodarka hormonalna zmienia się i osłabia, doceniamy inne walory związku – stabilizację, spokój itd. I jak się w związku osiągnie już wszystko, to trzeba po prostu być. To tak jak często spotykani emeryci, gdy jedno nadaje na drugiego, kłócą się non stop, a tak naprawdę żyć bez siebie nie mogą. Często jest nawet tak, że jak jedno ze staruszków w związku umiera, to drugie traci ochotę i sens życia. Czy to przywiązanie, czy prawdziwa miłość? W końcu jesteśmy zwierzętami stadnymi i żyć bez siebie nie możemy. A sprowadzając wszystko do jednego zdania, które definiuje szczęście: w związku oprócz tego, że się kocha, trzeba się jeszcze lubić. I to jest wszystko, co mam do powiedzenia w tym temacie. Bądźcie szczęśliwi. I ostrożnie ze słodyczami, a jeśli już, to niech wam idą tam gdzie, chcecie, aby poszły 😉 

Felieton: Wojciech P. Knapik

Zobacz także: