Policjant sporządza protokół i pyta kolegę: Jak się pisze “róże”? To akurat wiem, bo moja żona ma na imię Róża. U zamknięte i Z z kropką – odpowiada kumpel. Ok. Dzięki – mówi radośnie policjant i pisze: “Podejrzany wszedł na balkon po róże spustowej.”

Znajomy o imieniu Radek jest policjantem. Pracuje w prewencji,często opowiada o tym, jaka to stresująca praca. Radek lubi swoją pracę, bardzo cieszył się też ze święta policji, które miało miejsce w ostatni wtorek, świętował bardzo mocno, bo jak sam twierdzi: “W dzień święty należy święcić. Albo świecić? Jakoś tak”.

Spotkałem go we wtorek, ledwo stał na nogach. Pozwolił sobie, bo pracuje na co dzień w zupełnie innym mieście i nikt go tu nie zna, a koledzy z komendy lokalnej krzywdy mu nie dadzą zrobić.

Radek ma stresującą pracę, bo jest wysyłany na mecze piłkarskiej Ekstraklasy, gdzie często dochodzi do starć z kibicami. Zasłania się tarczą i macha gumową pałką niczym rasowy gladiator, ale czasem dosięgnie go wirująca pięść kibolskiej sprawiedliwości, co na Radka twarzy widać. Nos niczym czerwony kompas wskazuje domyślnie północ, kilka rys na twarzy to ślad po potyczkach meczowych. Radek wie, jakie jest ryzyko, ale dalej jeździ na mecze, bo to jego robota. Kilka razy chcieli wysłać go do obstawiania miesięcznicy smoleńskiej, ale się wymigał, powołując na klauzulę sumienia. Woli już obstawiać Marsz Niepodległości, bo adrenalina większa i przy okazji można spotkać naziola i mu dać w ryja. Pytam Radka, co lubi robić, bo chciałem mu życzyć tego na Święto Policji. Popatrzył na mnie pijanym wzrokiem i odparł: “Ja to napieprzać ludzi lubię!”. Tak więc, jak ktoś ma ochotę, to niech da się Radkowi spałować, niech ma chłopina z okazji swojego święta!

Przypominam, że moje felietony mają charakter satyryczny i nie wszystko musi być prawdą. No chyba że przypomnę sobie, gdy kiedyś dostałem mandat na “czysta” złotych, dobrze, że nie na “pieńcet”. Na dodatek prośba w stronę policjanta: “A może byśmy się jakoś dogadali?” już dawno nie działa, co oczywiście jest dobre, bo to przestępstwo. Szybciej można ubłagać ułaskawienie niż spotkanie policjanta biorącego łapówkę.

Inaczej to działa w krajach takich jak Ukraina czy Serbia, gdzie niejednokrotnie wsunięty w dowód rejestracyjny banknot 10 euro załatwia sprawę od ręki. Ale… kilka lat temu podróżowałem do Bułgarii i w ostatnim przed granicą miasteczku serbskim o pięknej nazwie Pirot zostałem zatrzymany za przekroczenie prędkości. Radar wykazał 65 km/h przy ograniczeniu do 50. Niby mało, ale jednak dla miejscowej policji stanowiło to duży problem, ponieważ zakupiono im nowoczesny fotoradar z przekazywaniem plików na serwer, a co za tym szło, nie dało się uniknąć mandatu poprzez przyjęcie łapówki. Jeszcze gorzej było w przypadku obywateli zagranicznych, bo aby w Serbii przyznać mandat, trzeba było zwołać sąd okręgowy, który musiał dociec, czy takie przestępstwo drogowe zostało popełnione… Procedura przygotowawcza trwała 5 godzin: złożenie zeznań na komendzie, rozprawa sądowa oraz wyegzekwowanie kary finansowej, która wynosiła 10 euro za mandat i 70 za koszty sądowe… Dodam jeszcze, że rozprawa odbywała się w języku lokalnym, a protokół pisany był odręcznie cyrylicą. Pani sędzina zapytała (policjant tłumaczył na angielski), czy znam język serbski, bo jeśli nie, to tłumacz przysięgły miał przyjechać z Belgradu dnia następnego. Okazało się, że jestem wybitnym poliglotą władającym dowolnym językiem w sposób płynny. Podsumowując: mało przyjazne jest prawo dla obcokrajowców przejeżdżających przez ten kraj, zwany przeze mnie pieszczotliwie Sosnowcem Europy.

Zacząłem felieton od kawałowego suchara, zakończę anegdotą, podobno autentyk. Policja zatrzymała kierowcę za złamanie zakazu skrętu, podczas kontroli zaproponował, aby się dogadać jakoś. Policjant podał dowód rejestracyjny i powiedział: “Proszę tam do środka włożyć”. Kierowca grzebie po kieszeniach, a tam tylko… 20 zł! Włożył w ten dowód i podał policjantowi, a że czuł się zażenowany kwotą, zaczął się tłumaczyć, że jest nieprzygotowany i że ma kartę płatniczą i nie nosi gotówki, tutaj, ten tego i w ogóle… Policjant wziął dokument, otworzył, popatrzył, zamknął, otworzył ponownie i westchnął. Po czym stwierdził: “To się, proszę pana, nazywa obraza funkcjonariusza na służbie” i delikwenta wypuścił.

A poważnie już – wszystkiego najlepszego z okazji Waszego święta!

Felieton: Wojciech P. Knapik

Zobacz także: