Kiedy jest się młodym rodzicem, człowiek zaczyna bardzo szanować wolny czas. Nie zawsze udaje się rozłożyć na stole dowolny tytuł i rozegrać ponad dwugodzinne rozdanie. Nie zawsze jest to również stała pora dnia, a już tym bardziej nie zawsze udaje się zaprosić do wspólnego grania znajomych. Co pozostaje? Granie po nocy? Branie urlopu, kiedy syn siedzi w żłobku? A może wyciągnięcie krótkich, dwuosobowych tytułów, kiedy junior zalicza dzienną drzemkę?

W takiej sytuacji w najnowszej ofercie gdańskiego wydawnictwa Rebel warto przyjrzeć się dwóm tytułom: zręcznościowej grze KLASK oraz skrojonej dla dwóch osób grze Splendor Pojedynek.

KLASK już od dłuższego czasu gościł na polskim rynku i obecnie doczekał się wznowienia pod nowym szyldem wydawniczym. Stworzony przez duńskiego stolarza, który, jak sam wspomina, szukał zajęcia dla swoich dłoni i postanowił zrobić grę, w którą mógłby grać ze swoją żoną i dwójką dzieci. W przeciągu kolejnego roku Mikkel Bertelsen sprzedał 3 tys. egzemplarzy w całej Danii – wszystkie zrobił własnoręcznie w tym samym niewielkim warsztacie. Obecnie KLASK sprzedał się w ponad 700 tys. egzemplarzy i zdobył wiele nagród. Organizowane są również międzynarodowe turnieje, jak i lokalne potyczki, a społeczność KLASKaczy dalej rośnie w siłę.

Proste zasady i szybka, emocjonująca rozgrywka – to cechy gier zręcznościowych. Nie inaczej jest tym razem. Gracze poruszają magnetycznymi młoteczkami za pomocą magnesów sterujących i próbują posłać pomarańczową kulkę do bramki przeciwnika. Dużo łatwiej jest jednak stracić punkt – wystarczy, że stracimy kontrolę nad młoteczkiem, wpadniemy do własnej bramki lub do młoteczka przyczepią się min. dwa białe magnesy. Cała rozgrywka trwa do momentu, gdy jeden z graczy zdobędzie sześć punktów.

Już po kilku pierwszych rozgrywkach śmiało mogę stwierdzić, że grze towarzyszą wielkie emocje. Owszem, KLASK jest dla dwóch osób, lecz lepiej sprawdza się jako gra imprezowa w dobrym towarzystwie. Warto wtedy pomyśleć o szybkim przeprowadzeniu turnieju. A jak sprawdza się przy śpiącym dziecku? O ile rodzice nie będą krzyczeć, to odgłos uderzania młoteczkiem o kulkę jest do przeżycia, a reszta to czysta frajda.

Kiedy emocje nieco opadną, warto sięgnąć po spokojniejszy tytuł. Do tej pory Splendor często lądował na naszym stole, częściej nawet w swojej podstawowej wersji, niż z wykorzystaniem rozszerzeń dostępnych w dodatku Miasto. Jedynym mankamentem była monotonia przy grze dla dwóch osób – zawsze sprowadzało się do zastosowania tej samej taktyki przez obu graczy. Sprawa wygląda jednak dużo lepiej z nowym Splendorem, skrojonym właśnie dla dwóch osób.

Splendor Pojedynek zachował to, co cieszyło mnie w zwykłym Splendorze: chęć rozegrania kolejnej partii oraz ciężkie sztony. Ponadto gra zaoferowała kilka ciekawych rozwiązań. Obecnie część zbieranych kart posiada specjalne właściwości, które świetnie sprawdzają się podczas rozgrywki. Pojawił się również dodatkowy rodzaj sztonów – perły. Jeżeli chodzi o samą rozgrywkę, to również widocznych jest kilka zmian. Obecnie gracze mogą wykonać dodatkowe akcje przed wyborem obowiązkowej, np. korzystanie ze zwoju przywilejów, pozwala pobrać dowolny, oprócz złota, szton z planszy. Już samo występowanie planszy z rozłożonymi w losowy sposób sztonami jest sporą nowością i ma swoje przełożenie w opracowywaniu strategii pobierania klejnotów w akcji obowiązkowej. Najciekawszym jednak dla mnie rozwiązaniem było wprowadzenie trzech możliwych warunków zwycięstwa: standardowo po zdobyciu określonej liczby punktów przywilejów, a także po uzyskaniu 10 koron lub 10 punktów przywilejów na kartach jednego koloru. Wymusza to baczniejsze przyglądanie się poczynaniom przeciwnika, a także szybką zmianę strategii przy umiejętnym blokowaniu gry przez drugiego gracza. Dalej jednak mamy ten sam poczciwy Splendor, na rozegranie którego wystarczy 20-25 minut, czyli to jakieś 3-4 partie zanim syn się obudzi…

Artykuł powstał przy współpracy z wydawnictwem Rebel.

Radosław Kałuża | @harcmepel

Zobacz także: