Moja drukarka ma 20 lat i działa. To niespotykane, aby w dzisiejszych czasach sprzęt miał taką trwałość.

Spotkałem się z kolegą, fajny z niego gość, zawsze powie coś ciekawego, co też tym razem uczynił. Stwierdził, że wszystko w chwili obecnej jest w abonamencie, dał za przykład urządzenie do przycinania zarostu, zwane trymerem, którego używał dwa lata i musiał wyrzucić, bo naprawa jest nieopłacalna.  A dopiero co skończyła się gwarancja, a już należy zakupić nowy model, bo stary najnormalniej w świecie się wylogował i zapomniał pinu.

I tak sobie przypomniałem, że faktycznie, przez kilka ostatnich lat też mi się to często zdarzało, na przykład bojler łazienkowy miał 5 lat gwarancji i zaraz po tym zaczął przeciekać. Telewizor po dwóch latach zaczął szwankować – widać na obrazie ewidentne przebarwienia. Lodówka ma 5 lat i brzęczy po nocach coraz głośniej. A telefon komórkowy? Po roku jest zamulony niczym sześciolatek po lekturze książek Jerzego Pilcha. I tak w kółko i tak wciąż. Wynika z tego, że producenci specjalnie postarzają swoje wyroby, aby planowo wymienić je po relatywnie krótkim okresie użytkowania, bo naprawa jest zazwyczaj tak bardzo kosztowna, że się nie opłaca.

Najlepiej widać całe zagadnienie na bazie żarówek. Używane przez wiele lat popularne żarówki wolframowe z drucikiem w środku cechowała bardzo słaba żywotność, paliły się non stop. Lepiej już było z drogimi jeszcze kilkanaście lat temu żarówkami energooszczędnymi, jedna  z takich żarówek, założona przeze mnie w kloszu na zewnątrz domu, działała równe 20 lat i w zeszłym roku padła. Pamiętam, że na tamte czasy była dość droga, kosztowała pewnie z 40 zł, ale wypracowała solidnie tę kwotę. Współczesne żarówki LED wytrzymują u mnie jakiś rok, mowa tu o zwykłych marketowych, promocyjnych. Nie wiem, jak z tymi markowymi, bo mnie nie stać, a tamte tanie mają 2 lata gwarancji, więc można je non stop wymieniać zgodnie z zasadami przyjętymi przez producenta. Należy zadać sobie w takim razie pytanie, czy lepiej zapłacić na wstępie więcej i cieszyć się lepszą jakością, czy mało i być zmuszonym do częstszej wymiany? A było kiedyś tak pięknie…

W amerykańskiej remizie strażackiej, która znajduje się w Kalifornii, nieprzerwanie od ponad jednego wieku świeci się stara żarówka. Jej model to “The Humble” o mocy 60 Watt, wyprodukowała
ją firma Shelby Electric w 1901 roku. Jej konkurencją jest “Palace Bulb”, która żarzy się 106 lat. Czyli można. Moja żarówka, nazywająca się złowieszczo OSRAM, tego nie potrafi.

Nie lepiej jest z mechanikami samochodowymi, którzy w nowoczesnych warsztatach nic nie naprawiają, jedynie wymieniają części i to za grubą kasę. Mój mechanik, pomimo że robiłem u niego z samochodami przez ostatnie 10 lat i zostawiłem mnóstwo kasy, kroił mnie na takie kwoty, że jeszcze chwila i bym musiał wziąć kredyt hipoteczny na utrzymanie starego grata. Wynika z tego, że rynek części zamiennych zdominował branżę i że rozebranie części i próba naprawy to już tylko wspomnienie znane z warsztatów prowadzonych przez pana Kazka albo pana Henia z ulicy obok.
Ale w sumie “malucha” czy też “fiaciora” mógł naprawić każdy, kto miał kultową w tamtych latach książkę “Sam naprawiam”, co było moim przekleństwem, bo ojciec książkę posiadał i przymuszał do grzebania w trabancie, czego serdecznie nienawidziłem.

Pozostając przy motoryzacji, warto zauważyć, że coraz popularniejszą formą posiadania samochodu jest właśnie abonament. Bierzesz nowy samochód, wpłacasz wstępną opłatę,  a później zamiast raty płacisz abonament. Nie obchodzi cię naprawa pojazdu, ubezpieczenie i fakt, że samochód traci na wartości z roku na rok, to po prostu bez znaczenia.  Po 3 latach zamiast sprzedać pojazd i stracić na nim około 50%, kończymy wynajem i rozpoczynamy nowy. I tak zawsze jeździmy nowym pojazdem i wszyscy są zadowoleni.

Podobną formę coraz częściej przewidują deweloperzy, jest to system znany z USA, gdzie, głównie średnio zamożne społeczeństwo nie stać na budowę czy zakup własnego lokum.  Nikt nie przyzwyczaja się do miejsca zamieszkania, bo następne pokolenie z zasady i tak się wynosi i nie ma co dziedziczyć. U nas jest inaczej, nasza potrzeba posiadania  jest bardzo duża, przynajmniej tak było do tej pory. Młodsze pokolenie będzie żyło według innych zasad, w tempie, jaki nakręcają media oraz reklamy na Polsacie, w pośpiechu i bez przejmowania się trwałością wokół nas. A czasem warto po prostu przystanąć i się zastanowić nad tym wszystkim. Byle nie na pasach, bo może autobus rąbnąć.

Tekst: Wojciech P. Knapik

Zobacz także: